Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Zamurowani

Polski Internet oficjalnie skończył w sierpniu 18 lat. Tyle też trwa nasza przygoda z telefonią komórkową. Ale Polak nawet podłączony do sieci jest człowiekiem zamkniętym w sobie i nieufnym. Badania Internetu mówią o nas ciekawe rzeczy.

/AFP

Z lektury gazet w ostatnich tygodniach można było odnieść wrażenie, że jeśli chodzi o Internet, największym problemem Polski jest panoszące się w sieci chamstwo. Autorzy opublikowanego przez Komisję Europejską na początku sierpnia opracowania "Europe's Digital Competitiveness Report" (Raport o europejskiej konkurencyjności cyfrowej), zapewne dlatego, że nie znają polskiego, zwrócili uwagę na inne zjawiska. Opis naszego kraju zaczynają tak: "Społeczeństwo informacyjne w Polsce dopiero powoli się rozwija, a dwie trzecie wskaźników porównawczych plasuje Polskę blisko dna unijnego rankingu".

Tę mało zaszczytną pozycję daje nam stopień dostępności do cyfrowych łączy, poziom upowszechnienia szybkiego Internetu, dostępność Internetu na terenach wiejskich, wykorzystanie przez firmy rozwiązań teleinformatycznych itp. Raport Komisji potwierdził wnioski, jakie pół roku wcześniej ogłosiło Światowe Forum Gospodarcze w dorocznym badaniu Global Information Technology Report. Wówczas obraźliwa w sumie konkluzja, że jesteśmy na dnie, wywołała dumną reakcję. Głos zabrała Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, pokazując, że kiepskie wyniki Polski biorą się ze stosowania w międzynarodowych porównaniach nieprawidłowych statystyk. W podobnym duchu argumentował Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.

Fifty-fifty

Jak jest naprawdę? Jednym z najlepszych zwierciadeł odbijających stan polskiego społeczeństwa są badania "Diagnozy społecznej" kierowane przez prof. Janusza Czapińskiego. Ważnym ich elementem są analizy stanu społeczeństwa informacyjnego. Dr Dominik Batorski, socjolog z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego, odpowiedzialny za tę część "Diagnozy", na podstawie najnowszych danych potwierdził naszą hipotezę z marca ("Polityka" 13). Jesteśmy społeczeństwem fifty-fifty, Polaków równo na połowę dzieli Wielki Cyfrowy Mur. - Mamy dwie Polski. Jedną nowoczesną, młodą, dobrze wykształconą i drugą tradycyjną, słabo wykształconą i słabo radzącą sobie w obecnych czasach - twierdzi Batorski i wylicza argumenty. - Ponad połowa internautów to osoby uczące się lub posiadające już wyższe wykształcenie. Ponad dwie trzecie niekorzystających to osoby z wykształceniem podstawowym lub zawodowym.

W ślad za tym pierwotnym podziałem idą bardziej subtelne różnice: internauci lepiej radzą sobie na rynku pracy, częściej awansują, są aktywniejsi społecznie, politycznie, aktywniej uczestniczą w życiu kulturalnym. Ba, wbrew obiegowej opinii, że przesiadywanie przed komputerem prowadzi do atrofii mięśni, internauci są także aktywniejszymi sportowcami.

Dr Batorski ostrzega jednak, by nie spieszyć się z uogólnionymi wnioskami, bo jak zwykle o jakości obrazu decydują szczegóły. Okazuje się np., że choć rośnie liczba użytkowników Internetu, a także staż związany z korzystaniem z nowych technik, nie rosną zupełnie umiejętności. Polski internauta dobrze umie surfować po sieci, od biedy jeszcze radzi sobie z pocztą elektroniczną (choć tylko 65 proc. deklaruje, że potrafi wysłać e-mailu z załącznikiem), znacznie słabiej jednak już radzi sobie z podstawowymi programami biurowymi, nie mówiąc już np. o umiejętności tworzenia stron WWW (zaledwie 12,3 proc.).

Dziecięca awangarda

Kiedy jeszcze bardziej podłubać w wynikach, okazuje się, że głównym motorem polskiej modernizacji, przynajmniej w jej cyfrowym aspekcie, nie jest rynek i nie jest nim państwo. Motorem zmiany są dzieci. To właśnie dla nich rodzice kupują komputery i podłączają je do sieci, choć sami nie wiedzą specjalnie, do czego to służy. Ta sytuacja nie zmienia się od lat, co powoduje, że polski Internet, choć pełnoletni, zachowuje się ciągle jak nastolatek.

Dowodów na tę tezę dostarczają najnowsze, nieopublikowane jeszcze badania przeprowadzone przez Ericsson Consumer Lab, analizujące, w jaki sposób różne społeczeństwa korzystają z nowych technologii komunikacyjnych. Polska została przebadana po raz drugi. Wniosek najważniejszy: owszem, podobnie jak w "Diagnozie", widać, że powoli zwiększa się liczba użytkowników Internetu i komórek. Ale korzystają oni głównie z najprostszych usług, jak e-mail, wyszukiwarka, komunikator, serwis społecznościowy w przypadku Internetu oraz rozmowy i esemesy w przypadku komórek. Jeśli chodzi o korzystanie z poważniejszych aplikacji, to ciągle jesteśmy na etapie "wczesnej adopcji". W języku marketingu oznacza to początkową fazę upowszechniania oferty, kiedy korzystają z niej tzw. early adopters, czyli najbardziej gotowi na nowinki przedstawiciele społeczeństwa. Zazwyczaj są to ludzie młodsi i zamożniejsi.

Badania Ericssona odsłaniają jeszcze wiele innych informacji o polskim społeczeństwie. Zgodnie ze statystykami operatorów telefonii komórkowej, na jednego obywatela naszego kraju przypada przynajmniej jedna komórka. W rzeczywistości z usług telefonii mobilnej korzysta ok. 80 proc. Polaków. Prawie połowa (46 proc.) komórkowych abstynentów pytana o powód niechęci odpowiada, że nie potrzebuje, a jedna czwarta, że nie chce telefonu. Obawa o wysokie koszty użytkowania jest dopiero trzecim powodem braku zainteresowania.

Rodak w sieci

Polak nawet podłączony jest człowiekiem zamkniętym w sobie. Przeciętnie rozmawiamy przez telefon 40 minut dziennie, podobnie jak raczej małomówni Japończycy. Rekordziści Włosi gadają prawie dwie godziny dziennie, tuż za nimi plasują się Hiszpanie, Szwedzi i Brytyjczycy. Wyróżniamy się natomiast ciągle liczbą wysyłanych esemesów, ze średnią 7 dziennie, plasując się blisko czoła europejskiej stawki.

Wykorzystywane sposoby komunikacji zależą bezpośrednio od zamożności. Polacy wydają najmniej na usługi komunikacyjne spośród wszystkich badanych przez Ericssona społeczeństw. Średnio miesięcznie wydajemy na telefonię stałą, mobilną, Internet oraz telewizję ok. 40 euro, połowę globalnego wyniku średniego. Włosi, znowu rekordziści, ponad 140 euro. Co gorsza, 40 proc. badanych zadeklarowało, że zamierza zmniejszyć wydatki na komórki i Internet.

Skoro wśród użytkowników nowych technologii dominują ludzie młodzi, to o ich zachowaniach decydują zarówno możliwości finansowe, jak i normy kulturowe obowiązujące w grupach rówieśniczych. Młody Polak wysyła dziennie ponad 16 esemesów i wykorzystuje tę formę komunikacji głównie do podtrzymywania kontaktów z przyjaciółmi oraz relacji o charakterze intymnym.

W istocie jednak ciągle wiemy bardzo mało o nowych zwyczajach komunikacyjnych Polaków, niezależnie od grupy wiekowej. - Olbrzymią wiedzą dysponują firmy, które ze względów marketingowych chcą wiedzieć jak najwięcej o swoich aktualnych i potencjalnych klientach. Z tych samych względów pilnie strzegą wyników tych badań. Polska nauka natomiast jest ciągle zdumiewająco obojętna i zamknięta na nowe wyzwania badawcze - żali się dr Mirosław Filiciak z Centrum Badań nad Kulturą Popularną w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej.

Jak ważne jest zrozumienie motywacji klientów przekonała się Telekomunikacja Polska, która już w 2006 r. przeprowadziła ciekawe badania mające rozeznać grunt pod ewentualną ofertę usług telemedycyny, czyli możliwość wykonywania niektórych badań i analiz oraz monitoringu stanu zdrowia bez konieczności wychodzenia z domu. Wydawałoby się, że wobec stanu polskiej służby zdrowia pomysł oznacza same korzyści. Tymczasem badani potraktowali propozycję jako kolejny zamach ze strony racjonalizatorów pragnących zminimalizować kontakty pacjentów z medykami. Możliwość konsultacji z realnym doktorem okazała się jednym z kluczowych argumentów przełamujących lody.

Zapalić zielone światło

Przy okazji badania studzą entuzjazm, z jakim meldowano o niezwykłej dynamice wzrostu liczby użytkowników usługi szybkiego bezprzewodowego dostępu do Internetu przez sieci komórkowe. Ten sposób dostępu wykorzystuje 14 proc. polskich internautów, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem nawet w porównaniu z resztą świata. Okazuje się jednak, że 42 proc. używa mobilnego Internetu w swoich... domach. Mówiąc inaczej, jest on dla nich protezą wobec braku innej możliwości podłączenia do sieci. Co z kolei ujawnia ciągłe zaległości w rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej w Polsce, a to jeden z głównych zarzutów wobec naszego kraju w raporcie Komisji Europejskiej.

Raport ten nie tylko karci, lecz dostrzega także szczere polskie chęci, żeby było lepiej. Ich dowodem jest m.in. przyjęta pod koniec 2008 r. rządowa "Strategia rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce do roku 2013", podkreślająca m.in. konieczność walki ze zjawiskiem cyfrowego wykluczenia, dotykającym głównie mieszkańców obszarów, które także z innych względów są upośledzone. Chodzi głównie o polską wieś. Mimo że sytuacja systematycznie się poprawia - zgodnie z "Diagnozą społeczną" już 38 proc. mieszkańców wsi korzysta z Internetu - to jednak dzielą ich od internautów wielkomiejskich zarówno dostępne możliwości techniczne, jak i kompetencje.

Teoretycznie trudno o lepszy czas na nadrabianie zaległości, wszak czekają pieniądze europejskie, setki milionów euro przeznaczonych na rozwój społeczeństwa informacyjnego. Wiosną Fundacja Wspomagania Wsi zorganizowała okrągły stół w sprawie informatyzacji obszarów wiejskich. Ujawnił on, że pieniądze są istotnym, lecz nie najważniejszym problemem. Ich sensowne wydawanie skutecznie blokują absurdalne przepisy i jeszcze bardziej absurdalna ich interpretacja przez instytucje kontrolne państwa. Czy władze gminy mogą budować infrastrukturę teleinformatyczną, skoro nie jest to wpisane do ustawy o samorządzie jako zadanie własne? Już jest wątpliwość, która daje gorliwym kontrolerom okazję do dyscyplinowania zbyt aktywnych wójtów. Czy budując gminną drogę można jednocześnie położyć światłowód, by zwiększyć efektywność inwestycji i oszczędzić ponownego kopania w przyszłości? Odpowiedź wydaje się oczywista, lecz nie dla wielu izb obrachunkowych uznających nadmierną gospodarność za naruszenie prawa.

Rzeczywistość na tyle ciągle odbiega od dobrych intencji, że Włodzimierz Marciński, dyrektor Departamentu Społeczeństwa Informacyjnego w MSWiA, nieustannie powtarza apel o ogólnonarodową inicjatywę pod hasłem "Zielone światło dla Internetu". Miałaby ona polegać na wypracowaniu szybkiej ścieżki decyzyjnej dla tego typu inwestycji. Zielone światło przydałoby się rzeczywiście nie tylko po to, żeby nie zmarnować unijnych pieniędzy, lecz także by nie blokować społecznej energii.

Doświadczenia Fundacji Wspomagania Wsi, która realizuje od kilku lat program e-Vita polegający na pomocy w przyłączaniu do Internetu gmin wiejskich, pokazują, jak wielkie efekty daje społeczna aktywność, gdy uwolni się z gorsetu bzdurnych ograniczeń. Mieszkańcy gminy Zawady na Podlasiu przez lata nie mogli doczekać się, by dotarł do nich z rozsądną ofertą operator komercyjny. W końcu przy pomocy Fundacji stworzyli Niekomercyjną Sieć Komputerową, ta zaś zapewniła bezprzewodowy dostęp do sieci 24 miejscowościom znajdującym się na terenie gminy. Koszt inwestycji: 50 tys. zł plus wkład pracy społecznej. Wysiłki zostały docenione - gmina Zawady otrzymała właśnie 5,6 mln zł unijnego dofinansowania na realizację swoich projektów informatyzacyjnych.

Przykład Zawad i wiele podobnych inicjatyw potwierdza to, o czym piszą liczne opracowania Unii: rozwój i dostęp do nowoczesnych technologii komunikacyjnych sprzyja rozwojowi kapitału społecznego, czyli zdolności ludzi do współpracy. A dramatycznie niska jakość kapitału społecznego jest jednym z największych mankamentów naszego społeczeństwa.

Uciekający pociąg

Świat zamyka już pewien rozdział historii cywilizacji. Budowę podstawowej infrastruktury teleinformatycznej i dostęp do Internetu uważa się w nim za coś oczywistego. Nowe wyzwania to, jak definiują Finowie, zapewnienie do 2015 r. powszechnego dostępu do sieci o szybkości 100 megabitów na sekundę (w Polsce mianem szybkich nazywa się dwieście razy wolniejsze łącza 512 kilobitów, znane użytkownikom Neostrady). Koreańczycy są jeszcze ambitniejsi i planują sieć o szybkości 1 gigabita. Po co? Bo po Internecie ludzi - czas na Internet rzeczy. Zgodnie z prognozą Ericssona, do 2020 r. sieć będzie łączyć, oprócz ludzi, nawet 50 mld różnych urządzeń: pralek, lodówek, sterowników automatyki domowej i cokolwiek jeszcze da się wymyślić.

Wiek XXI będzie wiekiem cyfrowej konwergencji wykraczającej daleko poza świat komunikacji międzyludzkiej. Wiadomo na przykład, że do 2020 r. mieszkańcy Unii będą musieli wymienić zwykłe, tzw. indukcyjne, liczniki prądu elektrycznego na cyfrowe. Innymi słowy, w każdym domu, czy ktoś tego będzie chciał, czy nie, znajdzie się komputer, a sieć energetyczna i sieci transmisji danych stworzą jedną całość. Dzięki temu połączeniu zwiększy się radykalnie efektywność systemu energetycznego. Połączonymi poprzez sieć urządzeniami będzie można sterować i np. wyłączać na chwilę automatycznie klimatyzatory, gdy pobór mocy gwałtownie wzrośnie. Dziś, by uchronić się przed takimi nieoczekiwanymi wzrostami, systemy energetyczne muszą utrzymywać duże rezerwy.

W perspektywie roku 2020 otwiera się zupełnie nowa logika funkcjonowania społeczeństw, oparta na infrastrukturze nowej generacji. To zaś oznacza oczywiście nowe rynki, nowe zawody, nowe wyzwania badawcze i edukacyjne. To właśnie na nowych wyzwaniach i szansach ma się koncentrować energia UE. Polska walczy, by nadrobić historyczne zaległości, co jest konieczne, lecz grozi utratą właściwej perspektywy i przegapieniem rozwojowej szansy.

Problem ilustruje Michał Boni, firmujący raport "Polska 2030". - Dopiero w okresie, jaki upłynął od ogłoszenia raportu, zrozumieliśmy rzeczywiste konsekwencje cyfryzacji dla wielu aspektów naszego życia. Na przykład cała wrzawa na temat mediów publicznych traci sens, jeśli na nią popatrzeć przez pryzmat nadchodzącej zmiany ładu audiowizualnego.

Innymi słowy, problem rozwiąże się sam, zanim dostrzegą to politycy. Nie inaczej dzieje się jednak w administracji publicznej, energetyce, edukacji. Wszędzie tam próbujemy stosować sprawdzone, lecz często przestarzałe rozwiązania, nie zawsze dostrzegając nowe kierunki rozwoju. Może na przykład warto sprawdzić, czy zamiast budować elektrownie jądrowe, w podobnym czasie nie udałoby się uzyskać lepszych efektów budując w Polsce inteligentną sieć energetyczną?

Edwin Bendyk

Polityka

Zobacz także