Zakopane ma problem. Goście z byłego ZSRR jeżdżą i parkują jak chcą
Nie zważają na żadne znaki, bo twierdzą, że u nich są inne. Tak według mieszkańców Zakopanego i tamtejszych służb tłumaczą się Rosjanie, Ukraińcy czy Białorusini, którzy przyjechali pod Tatry świętować tu prawosławne Boże Narodzenie.
Goście ze Wschodu parkują gdzie popadnie, nawet na środku skrzyżowania. I przysparzają wielu kłopotów straży miejskiej w stolicy Tatr.
Najlepiej widać to w Kuźnicach. Mimo dwóch znaków zakazu obcokrajowcy podjeżdżają wprost pod dolną stację kolejki na Kasprowy. Nie patrzą na znaki, wjeżdżają - mówi strażnik miejski reporterowi RMF FM Maciejowi Pałahickiemu. On i jego koledzy ze straży zakładają blokadę za blokadą.
- Założyli blokady, powiedzieli, że nie można tu wjeżdżać samochodem. My nie widzieliśmy znaku, nikt nam nie powiedział, że nie można tu jeździć - ripostują rosyjscy turyści, zaskoczeni blokadą na kole.
Górali już jednak nic nie dziwi. Widzieli Rosjan jadących pod prąd i środkiem potoku. Byli też tacy, którzy chcieli wjechać wprost na Kasprowy. U nich wszystko możliwe - śmieje się zakopiańczyk.
Sytuacja jednak wcale nie jest zabawna. Zeszłej nocy pod pociąg wjechał samochód na rosyjskich numerach. Auto jest zniszczone, cudem nikomu nic się nie stało.
Jak dowiedział się nasz reporter, ponad 90 procent wszystkich interwencji zakopiańskiej straży miejskiej dotyczy właśnie gości zza wschodniej granicy.
Maciej Pałahicki