Wyszedł z domu i nie wrócił...
Wychodzą z domu, ze szkoły, od znajomych i już nie wracają. Rodzina zgłasza ich zaginięcie, policja rozpoczyna poszukiwania, w które angażują się także wyspecjalizowane organizacje pozarządowe. Potem pozostaje już tylko czekać...
Według danych policji, tylko w ubiegłym roku zaginęło w Polsce ponad 4 tysiące dzieci w wieku od 7 do 17 lat.
Od kilkunastu dni dramat przeżywa rodzina 16-letniej Marty Bryły z Krakowa. 3 kwietnia ok. godz. 14. dziewczyna wyszła z Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Stradomskiej w Krakowie i ślad po niej zaginął. Podobnie jak po Anecie Jaworowskiej z Krakowa, Mateuszu Skreczko z Suwałk, Monice Krzewskiej z Wieliczki, Natalii Ostrowskiej z Grudziądza, Kamilu Kowalczuku z Gdańska czy Krzysztofie Adamiaku z Włostowic.
Rodzina, przyjaciele, znajomi - wszyscy zadają sobie pytanie, co się z nimi dzieje, gdzie są, czy jeszcze żyją. Bo zniknięcie z domu nie musi wcale oznaczać przestępstwa: porwania, morderstwa, handlu ludzkim towarem, pedofili. Ucieczka z domu może być w pełni świadoma i zaplanowana.
"Syndrom Jasia Wędrowniczka"
Fundacja "Itaka", która zajmuje się zaginionymi, podaje kilka powodów, dla których dziecko ucieka z domu. Czasem dzieje się tak, gdy nastolatek czuje złość na rodziców, bo ci "nie respektują jego potrzeb, nie liczą się z jego zdaniem, odmawiają prawa do dyskusji". Kiedy indziej dzieci uciekają przed biedą, molestowaniem psychicznym, seksualnym, przemocą, kłótniami.
Dzieci uciekają także z tzw. przyzwoitych rodzin. Rodzicom wydaje się, że ich pociechy "miały wszystko", a tymczasem dzieci czuły się niekochane, nieakceptowane i odrzucone. Nie czuły zainteresowania rodziców, a ich wołanie "Zauważcie mnie!" ginęło bez echa.
Jeszcze inną przyczyną ucieczek dzieci jest tzw. "syndrom Jasia Wędrowniczka" - ciekawość świata, zainteresowanie wszystkim wokół jest tak silne, że nie myśli się o tym, co przeżywają rodzice.
Ktokolwiek widział...
Gdy zaginie dziecko, najbliżsi najpierw nie mogą uwierzyć w to, co się stało, dlatego tak ważne jest, by ktoś doradził im wtedy, co mają robić i gdzie się zgłosić. Przede wszystkim - na policję. Poza tym powinno się sprawdzić, czy w pokoju dziecka jest coś, co mogłoby dać informacje o motywach jego ucieczki lub o miejscu jego pobytu, zadzwonić do znajomych dziecka oraz do szpitali i placówek pomocy społecznej, wreszcie - gdy to nie przyniesie rezultatów - w sprawę trzeba zaangażować redakcje lokalnych gazet, telewizji i rozgłośni radiowych.
Wielu rodziców posuwa się jeszcze dalej - wynajmują detektywów, a nawet kontaktują się z jasnowidzami.
Telewizja publiczna od lat emituje specjalny program "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" poświęcony zaginionym. W poszukiwania i pomoc angażuje się także fundacja "Itaka" - od początku jej działalności (styczeń 1999) zarejestrowano w bazie blisko 3 tys. osób, z czego 70 proc. zostało odnalezionych.
Gdyby stanął w drzwiach...
"Łatwiej jest pochować w ziemi nawet najbliższą osobę, niż przez wiele lat nie wiedzieć, co się z nią stało" - mówią rodziny tych, po których ślad zaginął, bo - jak czytamy na stronie fundacji "Itaka" - "najgorzej pozbierać się, kiedy poszukało się już wszędzie, kiedy nie ma już nic do zrobienia".
- Wciąż wierzę. Chociaż dlaczego nie dałby o sobie znać przez tyle lat? Czy mógłby skazać nas na taki ból? Gdyby jednak tylko stanął w drzwiach, Boże, gdyby tak się stało, już nic innego nie byłoby ważne. Wszystko bym mu przebaczyła - mówi jednej z gazet matka zaginionego chłopaka. Jego ojciec już prawie nie czeka. Ale każdy dzwonek telefonu znów ożywia nadzieję. Może tak będzie już do końca...
Dominika Rzepka