Wygrać wojnę z chuliganem
Masz już dość podpitych, wulgarnych wyrostków, którzy wieczorami "rządzą" na twoim osiedlu? Okazuje się, że jest dobry i sprawdzony sposób na to, żeby sobie z nimi poradzić.
18-letni Daniel z kolegami już od rana urzęduje przed blokiem na jednym z osiedli Nowej Huty. W ręku butelka piwa, w kąciku ust papieros. Bezceremonialnie zaczepia przechodniów, żądając drobnych na alkohol. - Nie ma na nich silnych - bezradnie rozkłada ręce mieszkanka pobliskiego bloku. Nie ma? A gdyby tak skorzystać z doświadczeń Wielkiej Brytanii, gdzie od kilku lat furorę robi program ASBO, czyli Antisocial Behaviour Orders (tzn. zarządzenie o zachowaniach aspołecznych)?
Chuligan z katalogu
Wojnę chuliganom rząd Wielkiej Brytanii wypowiedział kilka lata temu. Wprowadzono wówczas przepisy, dzięki którym sądy mogą karać już nawet 10-latków. A wśród "wyróżnionych" wykroczeń są m.in. wandalizm, kradzieże, malowanie graffiti, zakłócanie ciszy nocnej, a nawet przeklinanie. Interesujące są też kary, które przewidziano dla niesfornych nastolatków. Na przykład zakaz spotykania się z kolegami, zakaz wychodzenia z domu w określonych godzinach, zakaz używania telefonu... Kto nie podporządkuje się im, może wylądować w więzieniu nawet na 5 lat.
Jednak kluczem do sukcesu programu ASBO jest sposób egzekwowania kar. Mieszkańcy angielskich miast dostają kolorowe katalogi, w których zamiast ofert lokalnego supermarketu umieszczono fotografie skazanych. Pod zdjęciami znajduje się opis kary. I tak, jeśli delikwent ma zakaz przebywania na przedmieściu Manchesteru, a mieszkająca tam pani Smith zobaczy go na swojej ulicy, w katalogu znajdzie numer telefonu, pod który ma zadzwonić z tą informacją. Zdjęcia młodych przestępców publikowane są również w lokalnej prasie.
- To działa! Odkąd zdjęcia dwóch drobnych złodziejaszków okradających bez przerwy nasz sklep pojawiły się w lokalnej gazecie, nie mamy z nimi problemu - stwierdza Joel Cigar, ochroniarz z marketu w londyńskiej dzielnicy Dagenham. Potwierdzają to statystyki - 60 proc. ukaranych w ramach ASBO nie wraca na przestępczą ścieżkę.
Zakaz zbliżania się do rzek
Program ASBO bardzo podoba się przeciętnym Anglikom. - Tu nareszcie da się mieszkać - mówi Rosemary Bishop z Kidderminster, jeszcze niedawno terroryzowanego przez młodocianych chuliganów.
Mniej entuzjazmu dla pomysłu rządu Tony Blaira mają obrońcy praw człowieka i działacze, którzy założyli stowarzyszenie Asbo Concern do "walki z wypaczaniem prawa". To fakt, że procesy w sprawach dotyczących "aspołecznych zachowań" niemal zawsze kończą się wyrokami skazującymi. Zamiast dowodów do skazania czasami wystarcza plotka lub anonimowy donos. Zdarzają się też kuriozalne wyroki: pewien 18-latek został aresztowany w Manchesterze za udział w zajęciach kulturalnych, bo wcześniej miał zakaz spotykania się z kolegami, z kolei kobiecie o skłonnościach samobójczych zakazano zbliżać do rzek. Jednak Brytyjczycy są gotowi zapłacić taką cenę za bezpieczeństwo własnych miast.
Polacy też by chcieli
Czy jest szansa, aby system podobny do Asbo zaczął działać w Polsce? Można przypuszczać, że chciałoby tego wielu z nas. Gdy kilka lat temu w Radomiu ruszyła akcja "Małolat", w czasie której policja legitymowała i odstawiała do domów nieletnich złapanych po zmroku na ulicach miasta, w sondażu OBOP poparło ją 91 proc. Polaków.
"Małolat" działał w oparciu o już istniejące ustawy: przepisy o postępowaniu w sprawach nieletnich, ustawę o Policji oraz kodeks rodzinny i opiekuńczy. - Jednak najskuteczniejszą metodą walki z przestępczością nieletnich jest karanie finansowe ich rodziców - mówi nadkom. Tadeusz Kaczmarek, rzecznik prasowy Mazowieckiej Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu. Kaczmarek jako przykład podaje miasto San Antonio w Teksasie, gdzie rodzice nieletnich recydywistów muszą zapłacić 200 dolarów za każdy wybryk swojej pociechy.
Funkcjonariusz nie ma jednak złudzeń, że w Polsce może sprawdzić się powszechne piętnowanie młodych przestępców. - To może działać w zdrowych społeczeństwach. Niestety, w Polsce są całe dzielnice żyjące z działalności przestępczej. Wątpię, żeby ostracyzm społeczny zadziałał tak skutecznie w ich przypadku - twierdzi.
Zresztą i tak na razie nie ma co marzyć o publikowaniu katalogów z danymi młodocianych przestępców. Uniemożliwia to fatalna, w ocenie wielu prawników, Ustawa o ochronie danych osobowych.
O różnicy między Polską a Wielką Brytanią mówi w rozmowie z portalem INTERIA.PL Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu, na co dzień pracujący z trudną młodzieżą. - O skuteczności angielskiego systemu decyduje nieuchronność kary. Tymczasem w Polsce jest tylko 49 ośrodków wychowawczych, a skazany na odbycie kary może czekać nawet rok - mówi Wolski. - Nie muszę dodawać, że w tym czasie tacy delikwenci zdążą jeszcze kilkakrotnie wejść w konflikt z prawem...
Czy jesteśmy zatem z góry skazani na niepowodzenie w starciu z "wyjątkowo trudną młodzieżą"? Niekoniecznie. Przepisy prawne można przecież zmienić. Wykazać się tu będzie mógł już wkrótce nowy parlament.