Wybuch gazu w Bytomiu: Co z poszkodowanymi rodzinami?

Justyna Kaczmarczyk

Justyna Kaczmarczyk

Po próbie samobójczej sąsiada stracili dorobek życia. Dziewięć rodzin musiało opuścić mieszkania po tym, jak w bloku na jednym z kopalnianych osiedli w Bytomiu wybuchł gaz. Jak dzisiaj wygląda ich sytuacja?

Mieszkańcy nie mogą wrócić do swoich mieszkań, budynek idzie do rozbiórki
Mieszkańcy nie mogą wrócić do swoich mieszkań, budynek idzie do rozbiórkiJustyna TomaszewskaINTERIA.PL

Do wybuchu doszło 25 listopada. Na parterze przy ul. Energetyki 4B w Bytomiu-Miechowicach eksplodował gaz. Mieszkający tam mężczyzna chciał popełnić samobójstwo. Odkręcił kurki z gazem, ale zasnął. Był pijany. Kiedy się obudził, zapalił papierosa.

Siła wybuchu była tak duża, że szyby popękały nawet w oknach w budynku naprzeciwko. W bloku, gdzie doszło do eksplozji, runęły ściany, większość drzwi powypadała z futryn. Za to tych na czwartym piętrze - ciężkich, antywłamaniowych - nie dało się otworzyć. - W końcu udało nam się odchylić drzwi na tyle, żeby dziewczynki uciekły - wspomina mieszkaniec czwartego piętra. Jego córki schroniły się w pobliskim sklepie. Na pomoc ich rodzicom ruszyli sąsiedzi.

Na Śląsku różne rzeczy się dzieją

- Nie wiedzieliśmy przecież, co się dzieje? Czy zaraz znowu nie wybuchnie? - wspomina Joanna Stankiewicz. Jej mieszkanie znajdowało się na parterze, naprzeciwko tego, gdzie doszło do eksplozji. To do niej wpadł przerażony, 39-letni, niedoszły samobójca. Machał poparzonymi rękami.  - Siłą wypchnęłam go z przedpokoju. Myśleliśmy tylko o tym, żeby wyjść z budynku - opowiada pani Joanna. Chwilę wcześniej mocno tąpnęło. Najpierw podejrzewali, że to dlatego doszło do wybuchu. Na Śląsku różne rzeczy się zdarzają.

Sąsiada z parteru prawie nie znali. Wynajmował tam mieszkanie dopiero od dwóch tygodni.

Największe straty ponieśli ci, którzy mieszkali nad lokalem, gdzie doszło do eksplozji. Zawalił się strop między parterem a pierwszym piętrem. Złamała się ściana poprzeczna. - Uszkodzenia cały czas pracują i działają na niekorzyść budynku - wyjaśnia Elżbieta Kwiecińska z Powiatowego Inspektoratu Budowlanego w Bytomiu.

Ewakuowano 46 osób. Dziesięć z nich trafiło do szpitala. Pozostali czekali w podstawionym autobusie. Było późno i zimno. Gaz wybuchł około godz. 21.45, niektórzy byli wtedy już w piżamach. Sąsiadki naparzyły herbaty, przyniosły koce.

Jedna kuchnia na piętro

Mieszkańcy "Energetyki 4B" nie mogli wrócić do swoich mieszkań. Dwie rodziny schroniły się u bliskich. Pozostali pojechali do hostelu. Ci spod "4C", klatki bezpośrednio sąsiadującej z "4B", około 4 nad ranem, po kilku godzinach koczowania pod blokiem, mogli wrócić do siebie.

W hostelu na ewakuowanych czekała jedna kuchnia na piętrze i niewielkie, jak na potrzeby całych rodzin, pokoje. - Da się tu wytrzymać dzień albo dwa - mówią przesiedleni mieszkańcy - ale perspektywa dłuższego pobytu może doprowadzić do depresji.

Prezydent Bytomia, Damian Bartyla, zdecydował o przyznaniu każdej z dziewięciu poszkodowanych rodzin, doraźnej zapomogi. Dostali po 6 tys. złotych i zapewnienie, że nowe mieszkania będą już niedługo.

Wszyscy chcieli, żeby było to jak najszybciej. Przebywanie w hostelu nie jest darmowe.

- Gmina pokrywa koszt pierwszych siedmiu dni pobytu w hostelu - zapewnia Aleksandra Szatkowska, rzeczniczka Urzędu Miasta w Bytomiu. Koszt kolejnych dni w zostanie prawdopodobnie pokryty z ubezpieczenia.

- Nie wiemy jednak, czy nie będziemy musieli wyjąć pieniędzy z portfela i sami zapłacić rachunek hotelowy - mówi Grzegorz Drozdowski, jeden z poszkodowanych. Pieniędzy z ubezpieczenia jeszcze nie dostali i prawdopodobnie przyjdzie im na nie jeszcze długo poczekać. Wypłaty odszkodowań to długotrwały proces. Doba w trzyosobowym pokoju z łazienką w hostelu, w którym się zatrzymali mieszkańcy, kosztuje 140 zł.

- Bytomskie Mieszkania [jednostka powołana w 2011 roku w celu zarządzania nieruchomościami, będącymi własnością Gminy Bytom - przyp. red.] mają podpisaną umowę z hostelem, gdzie zostali zakwaterowani poszkodowani. Na podstawie faktur będą regulować płatności związane z zakwaterowaniem mieszkańców - wyjaśnia Szatkowska. Dodaje jednak, że Bytomskie Mieszkania zwrócą się do zarządcy budynku o refundację tych kosztów. Zarządca może też bezpośrednio płacić hostelowi.

Co dalej z mieszkańcami?

Jak podał Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, budynek pójdzie do rozbiórki. Teraz mieszkańcy czekają na decyzję, kiedy to się stanie.

Dwie rodziny z wykluczonego z użytkowania bloku nie miały wykupionych mieszkań. Dostali propozycję nowych, choć, jak podkreślają, metraż jest mniejszy a warunki dużo gorsze. Gdzieś jednak muszą się podziać.

Do wybuchu doszło 25 listopada LUKASZ KALINOWSKIEast News

Inaczej wygląda sytuacja pozostałych, którzy swoje mieszkania wykupili na własność. - Budynek był ubezpieczony, ale teraz idzie do rozbiórki. To z ubezpieczenia będziemy musieli pokryć jej koszt - opowiada Alina Żak, właścicielka mieszkania w zniszczonym budynku. Na kupienie nowego pieniędzy z odszkodowania na pewno nie wystarczy.

Miasto, zgodnie z obietnicą, zaproponowało im nowe lokale. Są to w większości mieszkania Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Żeby wprowadzić się do takiego mieszkania, dawni lokatorzy uszkodzonego bloku muszą jednak wpłacić 1 proc. wartości mieszkania. To już kwoty niższe niż normalnie, jednak nie kończą listy opłat.

Ponadto należy uiścić kaucję w wysokości czynszu. Dokładnie określone są także kryteria finansowe, jakie mają spełnić mieszkańcy -  żeby móc się wprowadzić do mieszkania TBS, miesięczny dochód czteroosobowego gospodarstwa domowego musi wynosić minimum 4 505, 08 zł i nie przekroczyć 13 651,75 zł. Górną granicą poszkodowani się nie przejmują.

Wśród zaoferowanych mieszkań są też dwa, należące do Spółdzielni Mieszkaniowych. W jednym z nich jest jeden pokój i ogrzewanie piecowe. - Jesteśmy z mężem koło siedemdziesiątki. Straciliśmy dorobek całego życia. Nie mamy już siły dorabiać się na nowo - żali się pani Żak.

"Miasto nie może zrobić nic więcej"

Po feralnym wtorku w Bytomiu ruszyła fala pomocy. W hotelowych pokojach dużo miejsca zajmują dary od przyjaciół, członków rodziny i całkiem obcych ludzi. W niedzielę w dwóch miechowickich kościołach przeprowadzono zbiórkę pieniędzy na pomoc poszkodowanym. Sąsiedzi z klatki obok, choć sami liczą straty, robią co mogą, żeby ulżyć sąsiadom w tym trudnym czasie. Udało się zorganizować dodatkową lodówkę. W niedzielę kilka kobiet zadbało o to, żeby do hostelu dojechał obiad, jak najbardziej tradycyjny. Były kluski śląskie i modro kapusta.

- Policjanci i strażacy stanęli na wysokości zadania. Powynosili z naszych mieszkań co tylko się dało, pomagali nam, jak tylko mogli - opowiadają mieszkańcy. Swoje rzeczy, te które udało się uratować, mogą za darmo przetrzymywać w jednej z bytomskich szkół. W przypadku najbardziej poszkodowanych rodzin, jest tego naprawdę niewiele.

Po wybuchu ruszyła fala pomocyJustyna TomaszewskaINTERIA.PL

Miechowiczanie mówią jednak o ogromnym szczęściu - wszyscy żyją. Sąsiadka z parteru akurat schyliła się, żeby poprawić stojące w przedpokoju buty. Mężczyzna z trzeciego sięgał po wiertarkę, która leżała pod stołem. Okno nad łóżeczkiem dwuletniej Lenki zasłonięto poduszką, bo małą raziło światło latarni. Dzięki takim cudownym zbiegom okoliczności pękające szyby i spadające szafy ich nie pozabijały. Cieszą się, bo mogło być dużo gorzej.

- Mieszkania były własnościowe, a prawo nie pozwala, żeby w takim przypadku pomagać właścicielom - mówi Tomasz Sanecki z biura prasowego UM w Bytomiu. - Miasto nie może zrobić więcej niż zrobiło - dodaje. Mieszkańcom trudno jednak przejść z tym do porządku dziennego. - Oszczędzaliśmy na wszystkim, żeby móc wykupić to mieszkanie. Żeby człowiek miał coś swojego. I co teraz? - żali się jedna z lokatorek.

- To dla ludzi taki piękny czas. Barbórka, mikołajki, Boże Narodzenie - mówi Joanna Stankiewicz. - A my nie wiemy, co ze sobą zrobić.

Justyna Tomaszewska

Wybuch gazu w Bytomiu

Po próbie samobójczej sąsiada dziewięć rodzin straciło dorobek życia. Budynek stwarza zagrożenie i idzie do rozbiórki. Część poszkodowanych zatrzymała się u bliskich. Pozostali wciąż mieszkają w hostelu.

Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Po wybuchu gazu w bloku w Bytomiu, dziewięć rodzin straciło dach nad głowąJustyna TomaszewskaINTERIA.PL
Opis
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na