Bo zaledwie jedna czwarta wiejskich samorządów deklaruje, że upora się na czas z przygotowaniami do reformy. Największy niepokój wsi budzą zbyt małe pieniądze na szkolną rewolucję, którą minister Katarzyna Hall chce rozpocząć już w 2009 r. We wrześniu do pierwszych klas ma wyruszyć jedna trzecia 6-latków. W 2011 r. do szkoły chodziłyby już wszystkie. Na zorganizowanie klas z zabawkami i miejscem do odpoczynku, opłacenie nauczycieli, wydłużenie pracy świetlic i szkolnych kuchni w budżecie państwa zarezerwowano 347 mln zł. A jak wyliczyły samorządy, tylko gminy wiejskie będą potrzebowały 217 mln zł. Gminy alarmują, że może zabraknąć pieniędzy na dowożenie dzieci na lekcje i zapewnienie im opieki w gimbusach. - W ankietach 25 proc. gmin przyznało się, że nie prowadzi prognoz demograficznych. W tych regionach nikt więc nawet dobrze nie wie, ilu dzieciom trzeba zapewnić miejsca w szkołach od września - mówi Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich. Podkreśla, że w 40 proc. gmin szkoły nie prowadzą zerówek. - A to oznacza, że klasy dla najmłodszych uczniów będą musiały zorganizować od zera - mówi. I zaznacza, że jeśli reforma ma się udać, wieś potrzebuje sporego zastrzyku finansowego, a przede wszystkim kampanii informacyjnej. - Wiejskie samorządy do tej reformy podchodzą odpowiedzialnie, żaden wójt nie może sobie pozwolić na konflikt lokalnej społeczności wokół szkoły - dodaje. Jego obawy podziela Monika Rościszewska-Woźniak z Fundacji Rozwoju Dzieci, otwierającej na wsiach małe przedszkola. - MEN powinno pomyśleć o uruchomieniu reformy w pierwszej kolejności tylko w tych gminach, które same zgłoszą się do pilotażu. Z ich doświadczeń w kolejnych latach skorzystają słabiej przygotowane samorządy. Tylko tak reforma nie zakończy się fiaskiem - uważa Rościszewska-Woźniak.