Warszawa drugim Neapolem
Śmieci ze stolicy wywożone są na wysypiska oddalone nawet 200 km od miasta. Jeżeli nie powstanie przynajmniej jedna nowoczesna spalarnia, metropolii rządzonej przez Hannę Gronkiewicz-Waltz grozi zalanie falą nieczystości, tak jak stało się to we włoskim Neapolu.
Odpady od mieszkańców stolicy odbierają już 84 firmy. Pięć największych kontroluje ok. 75 proc. rynku, samo Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania w m.st. Warszawie (MPO) - 40 proc. Reszta to drobne firmy, które stosują dumpingowe ceny, podlegają słabej kontroli i, co jest tajemnicą poliszynela, by oszczędzać, wywożą śmieci w niedozwolone miejsca, np. do lasów.
Cztery firmy na jednej ulicy
W stolicy praktycznie każdy może zająć się tym biznesem. Ludzie z branży, którzy proszą o zachowanie anonimowości, twierdzą, że wystarczy wziąć taczkę, podpisać umowę z wysypiskiem i uzyskać od miasta koncesję na wywóz śmieci. Nikt nawet nie skontroluje, jakim sprzętem i pojazdem firma dysponuje. W praktyce nie sprawdza się posiadanych koncesji. A mniejsze podmioty robią wszystko, by wspólnoty mieszkaniowe lub właściciele domów jednorodzinnych właśnie im zlecili swoje usługi.
Do czego prowadzi brak kontroli wszystkich firm zajmujących się wywozem odpadów widać w Warszawie gołym okiem. Mieszkańcy dzielnicy Białołęka piszą na internetowych forach:
"Przy Marywilskiej znajdują się dzikie wysypiska i kompostownie. Kiedy wreszcie miasto zajmie się tą sprawą?"
Tak działają mniejsze firmy śmieciowe, które chcą unikać opłat za składowanie odpadów. Stolica potrzebuje poważnych zmian. W europejskich metropoliach występują dwa systemy wywozu odpadów: wolnorynkowy i kontrolowany przez miasto. Ten pierwszy obowiązuje w Warszawie.
- Aktualnie średnia cena za wywóz 1 m3 śmieci w niewielkim Kutnie wynosi 50 zł, a w Warszawie - 27 zł, jest to wynik rywalizacji pomiędzy firmami, również ofertami cenowymi - mówi "TS" Wanda Hałatienko, dyrektor z warszawskiego MPO.
W krajach UE, oprócz Polski i Węgier, właścicielem odpadów z danego regionu jest samorząd, który odpowiada za zorganizowanie odbioru śmieci od mieszkańców. Opłata za tę usługę regulowana jest w postaci podatku nałożonego na mieszkańca. Drugi system zarządzania wywozem odpadów występuje np. w Helsinkach. W stolicy Finlandii została wyłoniona w drodze przetargu jedna firma, która przekazała później swoje uprawnienia jeszcze kilku następnym. Podzielone w ten sposób regiony określają zakres terytorialny dla każdej z firm. Poprzez wyposażone w GPS-y samochody można kontrolować trasę ich przejazdu od bazy do konkretnego składowiska odpadów. Cały system jest nadzorowany i finansowany przez miasto.
- W Warszawie dochodzi do sytuacji, gdy z jednej ulicy, przy której znajduje się 10 domów jednorodzinnych, MPO odbiera śmieci z pięciu, kolejna firma - z dwóch domów, a trzy kolejne mają do obsłużenia po jednym. Wiąże się to z dodatkowymi kosztami funkcjonowania dla każdej ze spółek - zwraca uwagę Wanda Hałatienko.
Śmieciowy zawrót głowy
Z Warszawy wywożonych jest rocznie ok. 800 tys. ton śmieci. A wysypiska, na których składowano dotąd stołeczne odpady, są już mocno przeładowane. Jakiekolwiek plany ich rozbudowy powodują protesty mieszkańców. Tak jest np. w podwarszawskiej Łubnej.
Mamy już jedną bombę ekologiczną i nie chcemy kolejnych śmieciowych inwestycji - mówili w październiku mieszkańcy miasta reporterom TVN24, którzy relacjonowali spór o miejscowy plan zagospodarowania terenu.
Lokalni radni walczą o zapisy gwarantujące, że na terenie gminy nie dojdzie do realizacji żadnego przedsięwzięcia negatywnie oddziałującego na środowisko. Tymczasem wykorzystywane do niedawna wysypisko przy forcie Radiowo (część stołecznej dzielnicy Bielany) nie jest już użytkowane. A nowych brakuje. Dlatego warszawskie odpady wywozi się na inne wysypiska - oddalone od stolicy nawet o 200 km. To oczywiście odbija się negatywnie na kosztach funkcjonowania stołecznego MPO.
- Zwracałem uwagę wiceprezydentom Warszawy Jackowi Wojciechowiczowi i Andrzejowi Jakubiakowi na problem braku nowoczesnej spalarni. No, ale jeśli prezydent Jakubiak stwierdził, że on nigdy nie był samorządowcem i dopiero się uczy, to trudno oczekiwać od niego energicznych działań. A stolica produkuje ok. 800 tys. ton śmieci rocznie i za chwilę będzie tu drugi Neapol - podkreśla przewodniczący organizacji "S" w MPO Wojciech Mioduszewski.
To południowe włoskie miasto do niedawna przeżywało gehennę. Tony nieuprzątniętych nieczystości walały się po ulicach do momentu, aż problemem postanowił się zająć premier Silvio Berlusconi. Plany budowy wysypiska śmieci budziły ostre protesty mieszkańców niewielkiej miejscowości Savignano Irpino. Ostatecznie przekonał ich argument finansowy - w zamian za zgodę mają otrzymać od państwa kilka milionów euro.
Agnieszka Kłąb z biura prasowego stołecznego ratusza zapewnia, że trwają prace nad rozbudową i modernizacją instalacji do termicznego unieszkodliwiania odpadów.
- Projekt został umieszczony na liście opublikowanej przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i ma zostać dofinansowany z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2007-2013 - podaje. - 30 września tego roku miasto podpisało z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska umowę dotyczącą przygotowania projektu indywidualnego dla Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych w Warszawie.
Dzięki ZUSOK możliwe ma być odzyskiwanie i unieszkodliwianie ok. 40 proc. stołecznych odpadów komunalnych, a także dostarczenie energii elektrycznej do ponad 40 tys. mieszkań. Ale do tego droga jeszcze daleka.
Prezydent śpi spokojnie
Obecne przepisy prawa zdejmują z włodarzy miast szereg obowiązków związanych z zapewnieniem czystości.
- Gospodarka odpadami komunalnymi na terenie Warszawy funkcjonuje na zasadach wolnorynkowych. Miasto jest jedynie jednostką wspierającą i stanowiącą oraz egzekwującą prawo miejscowe, a zatem nie jest posiadaczem odpadów. W związku z tym, nie będąc posiadaczem odpadów, nie może wskazać ostatecznego miejsca ich odzysku i/lub unieszkodliwiania - wyjaśnia Agnieszka Kłąb.
Przez to dochodzi zresztą do sytuacji kuriozalnych. By wywozić śmieci z kancelarii premiera, prezydenta, a nawet stołecznych urzędów miejskie przedsiębiorstwo MPO musi wygrać przetarg.
- Jako spółka miejska uczestniczymy w przetargach dotyczących odbioru odpadów zarówno z budynków komunalnych jak i innych (np. spółdzielczych) - potwierdza Wanda Hałatienko.
Agnieszka Kłąb: - MPO w Warszawie wykonuje działalność regulowaną ustawą z 2 lipca 1994 roku o swobodzie działalności gospodarczej oraz zobowiązaną zasadami ustawy z 29 stycznia 2004 roku - Prawo zamówień publicznych. Działa zatem na zasadach wolnorynkowych na równi z innymi firmami specjalizującymi się w zakresie gospodarki odpadami na terenie miasta. W innych państwach zwykle występuje zupełnie inny system: to samorząd jest właścicielem odpadów wytworzonych na danym terenie i to on organizuje ich odbiór od mieszkańców. U nas dopiero trwają prace, od ładnych kilku lat, nad wprowadzeniem takiego systemu, ale to już na poziomie rządowym.
Nawet jeśli konieczność stawania przez MPO w przetargach na odbiór odpadów z budynków komunalnych wynika z obowiązujących przepisów, to prezydent Warszawy nie stara się o ich zmianę. A jako wiceprzewodnicząca rządzącej Platformy mogłaby wystąpić o nowelizację stosownej ustawy.
Opłacalna ekologia
Wiele osiedli w Warszawie, m.in. na Woli i w Ursusie pozbawionych jest wciąż kontenerów na segregowane odpady. Ale i tu Hanna Gronkiewicz-Waltz uchyla się od odpowiedzialności.
- Zgodnie z prawem lokalnym, regulaminem utrzymania czystości i porządku na terenie Warszawy, każda nieruchomość powinna być wyposażona w pojemniki do selektywnej zbiórki odpadów. Dla domów jednorodzinnych powinien je zapewnić właściciel nieruchomości, a dla wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych - zarządcy. Selektywna zbiórka odpadów powinna być zawarta w umowie z firmą odbierającą odpady - zaznacza Agnieszka Kłąb.
Trzeba jednak pamiętać, że miasto dysponuje Biurem Ochrony Środowiska, posiadającym uprawnienia kontrolne. To ono powinno zwracać uwagę zarządcom osiedli, którzy nie zapewnili oddzielnych pojemników na szkło, papier czy plastik.
- Na podstawie kontroli posiadanych umów szacuje się, że ponad 80 proc. nieruchomości ma zawarte umowy na selektywną zbiórkę odpadów oraz stosowne pojemniki - podaje Agnieszka Kłąb.
Nawet przyjmując, że te dane oddają stan rzeczywisty, powstaje pytanie: co z pozostałymi 20 proc. nieruchomości?
Wywóz posegregowanych odpadów jest tańszy niż pozostałych z dwóch powodów. Po pierwsze: firma odbierająca odpady posegregowane nie wywozi ich na składowisko. Nie płaci więc za nie tzw. opłaty marszałkowskiej (nakładanej przez marszałków województw) "za korzystanie ze środowiska", na którą powołują się wszystkie firmy, podwyższając ceny za wywóz śmieci. Do stycznia 2008 roku złożenie jednej tony odpadów na wysypisku kosztowało dane przedsiębiorstwo 15,70 zł. Obecnie - 75 zł. Odpady posegregowane zaś można sprzedać recyklerowi, który je przetworzy. A więc nie tylko nie trzeba płacić, ale jeszcze coś się zarobi. Proekologiczna postawa zarządcy osiedla opłaca się także mieszkańcom. Rada Warszawy ustaliła, że opłata za odbiór jednorazowego worka plastikowego o pojemności do 60 litrów ma wynosić co najwyżej 10 zł dla odpadów niesegregowanych i 5 zł dla posegregowanych.
Topór Unii wisi
Polska zobowiązała się do wypełniania dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady Wspólnoty Europejskiej z 5 kwietnia 2006 roku w sprawie odpadów, która obliguje państwa członkowskie do "ich odzysku w drodze recyklingu, ponownego wykorzystania, regeneracji lub innego procesu w celu uzyskania surowców wtórnych lub wykorzystania odpadów jako źródła energii". Dyrektywy unijne określają też wymogi w zakresie gospodarowania odpadami biodegradowalnymi. Za niewypełnienie ekologicznych zobowiązań Warszawie, ale i innym miastom grożą kary od 50 do 250 tys. euro dziennie. Można szacować, że w przypadku stolicy sięgnęłyby one kilku milionów euro rocznie.
Krzysztof Świątek