Według niego, przekonał się o tym Michał Starosta. Jechał na chińskim skuterze, który kupił za 4 tys. 300 zł ulicą Okólną i nagle... urwało się koło. Na szczęście droga była pusta. - Na liczniku miałem około 40 km/godz. Gdy koło się urwało, o mało nie wylądowałem twarzą na asfalcie - mówi pan Michał. - Oddałem skuter do serwisu, bo jest jeszcze na gwarancji i wszystko w nim naprawili: koło, wydech, sprzęgło, plastikowe części. Po kilku dniach... pękła mi rama. Znów pojechałem do serwisu, ale nie chcę już żadnych napraw. Żądam od importera zwrotu pieniędzy, bo boję się już jeździć na tym sprzęcie - dodaje. Mechanicy, którzy na co dzień zajmują się naprawą i serwisowaniem skuterów oraz motocykli, też nie mają dobrej opinii o chińskich wyrobach. - Można książkę napisać na temat niedoróbek i fatalnego wykonania podzespołów tych jednośladów - mówi "Expressowi Ilustrowanemu" Krzysztof Teodoru, mechanik w serwisie motocyklowym. Według niego, dziś już zakład nie przyjmuje do naprawy chińskich skuterów, bo strach brać na siebie odpowiedzialność za ten sprzęt. Zdarzało się, że nowych skuterów nie można było złożyć (są sprowadzane w paczkach), gdyż części były źle spasowane.