Urwani z błękitnej linii
Trwa wojna między Telekomunikacją Polską a Urzędem Komunikacji Elektronicznej. Jej efekty już widać. Klienci będą mieli wreszcie realny wybór operatora. Czekali na to kilkanaście lat.
Ostatnie tygodnie upłynęły na widowiskowej wymianie ciosów między Anną Streżyńską, szefową Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) z nadania PiS, a Telekomunikacją Polską (TP). Streżyńska stanęła na czele UKE z jednym celem - wpuszczenia na rynek konkurencji dla TP. Kanonada trwa po obu stronach barykady, a scenariusz jest zawsze podobny. Nadzór nakazuje monopoliście np. obniżenie ceny konkretnej usługi. Ten się odwołuje, tłumaczy, że i tak świadczy ją na granicy opłacalności. Potem decyzja się uprawomocnia. TP odwleka jej wykonanie, mnoży trudności techniczne. UKE grozi karą, monopolista protestuje. UKE nakłada karę, TP się odwołuje. I tak dalej.
Jako nadzorca polskiego rynku telekomunikacyjnego Anna Streżyńska ma do dyspozycji decyzje i kary administracyjne. Z obu korzysta bezprecedensowo często, ale też wyniki, w porównaniu do poprzednich regulatorów rynku, ma niemałe. W zeszłym tygodniu w prasie pojawiły się informacje o kolejnej rekordowej karze - ponad 360 mln zł - jaką w połowie stycznia UKE nałoży na TP. Powodem są nieuczciwe praktyki monopolisty, który 1,5 mln klientów każe płacić nie tylko za łącze do internetu (Neostrada), ale też w pakiecie wykupić do niego przymusowy abonament za 43 lub 47 zł. Streżyńska jeszcze w 2006 r. nakazała rozdzielić te opłaty, tak aby klient mógł wybierać: np. mieć w domu sam dostęp do sieci, a dzwonić z komórek lub przez telefon stacjonarny innego operatora. Powinno to doprowadzić do obniżki cen internetu w Polsce - wciąż najwyższych w UE.
Polityka