nie lubi rautów i bali. Na drodze między premierem i wymarzoną zabawa stanęły jednak nieubłagane przepisy - na rozpalenie ognia nad morzem potrzeba specjalnych pozwoleń - właściciela plaży i Urzędu Morskiego. W przeciwnym wypadku delikwentowi grozi mandat w wysokości nawet do tysiąca złotych. Dziennikarze "Dziennika" sprawdzili w odpowiednich urzędach, czy premier o odpowiednie dokumenty się postarał. Okazało się, że nie. A nawet gdyby chciał uczynić to teraz, jest już za późno. Reporterzy zadzwonili też do rzeczniczki rządu Agnieszki Liszki z pytaniem, czy Tusk ma pozwolenie na rozpalenie ogniska. - Prywatne plany pana premiera są jego prywatną sprawą - usłyszeli w odpowiedzi. Nieoficjalnie "Dziennik" uzyskał jednak informację, że premier z ogniska w końcu zrezygnował. O tym, że musi mieć na nie pozwolenie dowiedział się dopiero od dziennikarzy.