Chirurg dziecięcy Andrzej Węcław, który osobiście przyjmował Sylwię, dobrze pamięta jej stan: poranione wargi, liczne zwapnienia w małżowinach usznych, złamania kończyn z procesem odbudowy. Dziewczynka miała kilka złamań, które same się zrastały. Oznacza to, że bardzo cierpiała. Prokuratury nie zainteresował jednak fakt, że nikt z bliskich nie udzielił dziecku pomocy. Jej zdaniem, nie znaleziono dowodów na to, że wobec dziewczynki stosowano przemoc fizyczną. Najbliższa rodzina Sylwii zeznała, że dziecko nie było bite. Także według opinii lekarza biegłego do tych wszystkich obrażeń mogło dojść podczas zabawy.