Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Tajemnice Bonda

Szefowie służb specjalnych są na ogół ludźmi tajemniczymi. Jednak Krzysztof Bondaryk, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przez znajomych zwany Bondem, zdaje się mieć tajemnic dużo za dużo.

Ujawnienie, że Bondaryk, szef największej tajnej służby w Polsce, potajemnie dostaje setki tysięcy złotych od sieci telefonii komórkowej Era, gdzie wcześniej pracował, nie wywołało ani medialnej burzy, ani dymisji. Z paru powodów.

Po trosze dlatego, że media nie szukają na ogół afer w obozie rządzącego PO, a po trosze, bo nie pierwsza to tajemnicza historia z Bondarykiem w roli głównej. Można przyzwyczaić się do nietykalności szefa ABW.

W trybie ustawowym

Do służb specjalnych z solidarnościowego zaciągu, polecany. Gdy w 1990 r. został szefem białostockiej delegatury tworzonego właśnie UOP, niektórych nowych podwładnych, starych esbeków, dobrze znał. W czasie studiów w filii Uniwersytetu Warszawskiego działał w NZS, drukował i kolportował bibułę. Wpadł w 1982 r., kilka miesięcy spędził w więzieniu. Nie przeszkodziło mu to w skończeniu studiów i pracy asystenta w Instytucie Historii PAN.

Przyczyny odwołania z fotela szefa delegatury w 1996 r. nigdy nie podano. Nieoficjalnie mówiono, że miał spowodować to przeciek instrukcji szefa UOP nt. tworzenia agentury w zakładach pracy i tworzenie przez Bondaryka nieformalnego rejestru osób z podejrzanymi kontaktami w dawnych Sowietach. Oficjalna wersja ABW brzmi: "został odwołany w trybie ustawowym".

Był teraz ekspertem komisji sejmowej zajmującej się lustracją, doradzał samorządowcom i Solidarności, działał w Instytucie Lecha Wałęsy, współtworzącego AWS. Do gry wrócił po wyborach w 1997 r.: został dyrektorem w MSWiA, kierowanym przez Janusza Tomaszewskiego, a rok później wiceministrem, odpowiedzialnym m. in. za wprowadzenie Ustawy o Ochronie Informacji Niejawnych.

Ale nadzorował też zespół, który kompletował dokumenty MSW potrzebne w procesie lustracyjnym. Także dzięki temu jego wpływy systematycznie rosły. Gdy jesienią 1999 r. z powodu podejrzeń o współpracę z SB usunięto z rządu Tomaszewskiego, odwołano również Bondaryka, oskarżanego przez media, jakoby chciał wykorzystać "Hiacynta" - (bazę danych służb PRL o homoseksualistach), mogące kompromitować polityków.

Idzie jak taran

Nie pracując już w służbach, nie marnował czasu. Gdy w 2001 r. powstawało PO, zaangażował się w jej działalność, startując nawet, bez powodzenia, do Sejmu. Przede wszystkim 49-letni dziś "Bond" działał jednak w biznesie.

Działał w wielu branżach: był współwłaścicielem i prezesem handlującej biżuterią spółki EMAS, miał udziały w doradczej firmie TI Consultans, kierował radą nadzorczą spółki Gazstal, sprzedającej wyroby hutnicze. Był także drobnym udziałowcem z głosem blokującym spółki Medycyna i Farmacja, oskarżanej o to, że posłużyła do wyprowadzania majątku z państwowego Cefarmu - dystrybutora leków.

Przez lata Krzysztof Bondaryk pracował w spółkach związanych z Zygmuntem Solorzem, m.in. w Invest Banku. Był także związany z kontrolowanym przez Solorza Elektrimem, jako doradca prezesa Piotra Nurowskiego, od lat prawej ręki Solorza.

Solorza mógł poznać przez Janusza Tomaszewskiego, niegdyś nieformalnego lidera tzw. Spółdzielni, frakcji wewnątrz AWS. Pracował także w firmie telekomunikacyjnej Tel-Energo i zasiadał we władzach Porta TX, niegdyś spółce zależnej Tel-Energo. Praca Bondaryka w firmach powiązanych z Solorzem mgła mieć związek z tym, że jak pisał "Newsweek", wkrótce po objęciu szefostwa ABW doszło do odsunięcia oficera prowadzącego śledztwo w sprawie interesów Solorza w Elektrimie i innych spółkach.

Wkrótce po przyjściu do ABW przed rokiem, rozpoczął czystki personalne w tej instytucji. W krótkim czasie wymieniono prawie połowę kadry kierowniczej ABW. Prasa przebąkiwała w związku z tym, że idzie jak taran.

Nie tylko rządził ABW, ale korzystając z posłuchu u wicepremiera i szefa MSWiA Grzegorza Schetyny - jak spekulowano - miał oko na kontrwywiad i służby wojskowe. Zmarginalizował w ten sposób nieformalnego koordynatora specsłużb Pawła Grasia, który nie miał wyjścia, musiał odejść.

Zakaz konkurencji

W styczniu br. "Rzeczpospolita" napisała o wsparciu jakiego będąc szefem UOP Bondaryk mógł udzielać firmie swojego brata, zamieszanej w przemyt złota do... Rosji, czemu kategorycznie zaprzeczył rzecznik ABW. Sam Bondaryk przeciwko "Rzepie" wystąpił do sądu.

Sprawa pieniędzy od Ery dla szefa ABW wyszła na jaw podczas kontroli przeprowadzonej przez funkcjonariuszy CBA. Jak się okazało szef ABW nie zerwał związków ze swoim poprzednim pracodawcą, siecią telefonii komórkowej Era. Zainkasował w tym roku już kilkaset tysiąca zł - wykryło CBA, badając oświadczenie majątkowe szefa ABW.

Jego koledzy z PO przekonują, żeby nie szukać w tym sensacji, bo są to pieniądze z tytułu zakazu konkurencji. Tyle, że zwykle pieniądze otrzymują zwalniani, a nie ci, którzy sami odchodzą. Tym bardziej, że w tym samym czasie gdy Bondaryk pobierał sowitą odprawę, forsował też korzystne dla operatorów przepisy w sprawie sposobu zakładania podsłuchów. Miał naciskać, by firmy telekomunikacyjne nie wiedziały, kto jest podsłuchiwany.

Co dalej z karierą szefa ABW? Sądząc po reakcji premiera Donalda Tuska - który domaga wyjaśnień od...CBA - polski Bond może spać spokojnie.

Konstanty Juliański

Tygodnik Solidarność

Zobacz także