Stolica: W szkole nie było ani egzaminu, ani lekcji
W warszawskim gimnazjum Dyslektyk, gdzie we wtorek doszło do przecieku testu gimnazjalnego, spotkali się zdezorientowani nauczyciele, rodzice i uczniowie. W szkole nie odbył się ani planowany egzamin z angielskiego, ani lekcje.
Plik z odpowiedziami ze środowego egzaminu humanistycznego dla gimnazjalistów pojawił się w internecie we wtorek wieczorem.
Wicedyrektor gimnazjum Krystyna Borowiec potwierdziła dziś, że dyrektorka szkoły, która miała być przesłuchana przez prokuraturę, jest w szpitalu.
- Nie dziwię się temu, że jest w szpitalu. Choruje na cukrzycę, a afera przysporzyła jej wiele stresu. Policja nas zaszczuła, były naciski, szantaż - powiedziała.
- Nikt z nas nie wierzy w winę pani dyrektor, jej miłość do dzieci jest ogromna. Znam ją 12 lat, byłyśmy razem w wielu trudnych sytuacjach. To niemożliwe, że mogłaby zrobić coś złego - uznała wicedyrektorka gimnazjum.
Rodzice uczniów, którzy spotkali się z dyrekcją gimnazjum, by wyjaśnić unieważnione egzaminy, powiedzieli, że o całej sprawie dowiedzieli się z mediów. - W tej chwili próbujemy samodzielnie się skontaktować z Centralną Komisją Egzaminacyjną, by poprosić ją o wyjaśnienie sprawy. Nie rozumiemy, dlaczego naszym dzieciom unieważniono egzaminy, skoro nie miały one z tym nic wspólnego. To jest niesprawiedliwe - mówiła matka jednego z uczniów, Renata Biernacka.
Według rodziców, egzaminy z wiedzy humanistycznej i matematyczno- przyrodniczej powinny być uznane. - Na egzaminach byli przedstawiciele komisji, która nie miała zastrzeżeń. Wszystko przebiegło zgodnie z prawem, więc dlaczego nasze dzieci mają go zdawać jeszcze raz? - pytała matka jednej z poszkodowanych uczennic.
- Decyzja Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, aby powtórzyć te egzaminy, jest dla naszych dzieci ogromnym obciążeniem. Czy wie pan, co oznacza dysleksja czy dysortografia? A tutaj są także dzieci z ADHD, dla których przygotowanie się do egzaminu jest bardzo trudne - mówiła matka jednej z uczennic.
Według rodziców, trudno wyrokować, czy dyrektorka szkoły jest winna, czy nie. - Dla nas ta dyrektorka była zawsze serdeczna, życzliwa, dla dzieci była niemal jak matka. O nic ją nie można oskarżyć. W tej szkole trudno się uczy. Dzieci wymagają specjalnych metod dydaktycznych - mówił jeden z rodziców.
Jak powiedział nauczyciel filozofii i etyki w gimnazjum, Krzysztof Gajewski, "pani dyrektor nie może być winna". - Jej miłość do dzieci jest niesamowita, wręcz patologiczna - ocenił. Jak dodał, dyrektorka niepotrzebnie zaufała woźnej, w rękach której mogły znaleźć się testy.
Uczniowie, którzy przyszli dziś do szkoły, by zdawać egzamin z języka obcego, mówili, że "całą sytuacją są wstrząśnięci". - Egzaminy, w środę i czwartek przebiegły normalnie, wydaje nam się, że wszystko było zgodne z regulaminem. Nie ma mowy o jakimś specjalnym traktowaniu z tego powodu, że jesteśmy dyslektykami - mówiła Karolina.
W czwartek stołeczna policja zatrzymała trzy osoby podejrzewane w sprawie przecieku testu gimnazjalnego do internetu. Wśród zatrzymanych była dyrektorka gimnazjum Dyslektyk, jedna z pracownic tej szkoły oraz młody chłopak.
Szef CKE Krzysztof Konarzewski ujawnił, że to właśnie dyrektorka Dyslektyka, łamiąc procedury, otworzyła paczkę z testami i kazała je skserować. Konarzewski unieważnił w tej szkole egzamin z środy i czwartku, a piątkowy - odwołał.
INTERIA.PL/PAP