Stołek dla Abramowicza
Lesław Abramowicz, który nie radził sobie na stanowisku szefa Narodowego Funduszu Zdrowia, został dyrektorem w krakowskim Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.
- Ekonomista, który uzdrowi Narodowy Fundusz Zdrowia i jego finanse - tak powołanie Abramowicza na szefa NFZ zachwalał na początku roku minister Jerzy Hausner. Ale po kilku miesiącach Abramowicz już nie pracował w Funduszu.
Oficjalnie odszedł na własne życzenie. Tłumaczył się wówczas sprawami rodzinnymi i złym stanem zdrowia. Nie było jednak tajemnicą, że po prostu nie radzi sobie ze sprawowaniem tej funkcji. Dowodem na to były chociażby liczne wypowiedzi ministra zdrowia Marka Balickiego wskazujące brak kompetencji szefa Funduszu.
Abramowicz - jak sam przyznał w rozmowie z reporterem RMF - już na miesiąc przed odejściem w sprawie nowej pracy rozmawiał z szefową krakowskiego ZUS-u. - Pracę zaproponowała mi pani prezes Wiktorow jeszcze miesiąc przed rezygnacją, odchodząc wiedziałem, że mogę być w ZUS-ie w Krakowie - mówi.
Były szef NFZ pytany, czy w podjęciu nowej pracy względy zdrowotne już mu nie przeszkodziły, przekonuje, że "jest to zupełnie inny charakter pracy niż w NFZ".
W krakowskim ZUS-ie Abramowicz zarabia 8 tys. miesięcznie.