- Przyjechaliśmy ze szpitala bez naszej Róży, zszokowani. I dopiero po jakimś czasie mówię: "Pokaż ten wypis". Czytam, że cesarskie cięcie. I że "ubezpłodnienie" - opowiada dziennikowi ojciec odebranej Róży Władysław Szwak. Róża trafiła do rodziny zastępczej O rodzinie zrobiło się głośno około trzech tygodni temu, gdy na mocy decyzji szamotulskiego sądu rejonowego - po opinii kuratora i szpitala - kobiecie odebrano noworodka i przekazano rodzinie zastępczej. Wioletta Woźna już wcześniej raz straciła prawa rodzicielskie. - Z informacji, które otrzymaliśmy, wynika, że osoba ta posiada dzieci z pierwszego związku. Ojciec tych dzieci zmarł, a kobieta trafiła do szpitala. Wówczas na wniosek ośrodka pomocy społecznej Sąd Rejonowy w Szamotułach po raz pierwszy interweniował w sposób wykonywania władzy rodzicielskiej, bo pani ta nie mogła tej władzy sprawować. Sąd ustanowił rodzinę zastępczą i w 1997 roku pozbawił kobietę władzy rodzicielskiej nad czwórką dzieci - wyjaśnił wiceprezes Sądu Okręgowego w Poznaniu Andrzej Adamczuk Opinia kuratora Tym razem kurator szamotulskiego sądu stwierdziła, że w tej rodzinie zaobserwowała niewydolność wychowawczo-opiekuńczą matki małoletnich dzieci; zdaniem kuratora nie daje ona gwarancji prawidłowego spełniania funkcji rodzica w przypadku opieki nad noworodkiem. Ponadto - jak ocenia kurator - dzieci wychowywane są w złych warunkach mieszkaniowych. W rodzinie jest już trójka dzieci w wieku 7, 9 i 11 lat. Matka ma 42 lata, a ojciec 63. Zażalenie w sprawie odebrania praw rodzicielskich Woźnej złożył pełnomocnik rodziców ze wsi Błota Wielkie. Według reprezentującej biologicznych rodziców dziewczynki mec. Małgorzaty Heller-Kaczmarskiej, jest to decyzja niezrozumiała, bulwersująca i krzywdząca. Jak powiedziała, otrzymała pozytywne opinie na temat rodziny z Błot Wielkich ze szkoły, do której uczęszcza rodzeństwo Róży, a także od opieki społecznej, proboszcza i sołtysa. Ojciec uznał Różę Obecnie do sądu w Szamotułach wpłynął już ponowny wniosek o uchylenie decyzji o przekazaniu noworodka do rodziny zastępczej. - Ojciec uznał córkę i teraz nazywa się ona Róża S., a nie W. Wobec niego nie toczy się żadne postępowanie o pozbawienie praw rodzicielskich; ojciec ma do córki pełne prawo. Dziewczynka powinna wrócić do domu jak najszybciej - powiedziała mecenas Heller-Kaczmarska. Sterylizacja? "Nie zgodzilibyśmy się" Rodzice Róży nie mogą uwierzyć, że podczas porodu lekarze samodzielnie zdecydowali o sterylizacji Wioletty Woźnej. - Dlaczego nam to zrobili? Czemu nic nie powiedzieli? - pyta Władysław. - Nie chciałam dowierzać - mówi Wioletta Woźna. - Nikt mi nie mówił. - My byśmy się na to nigdy nie zgodzili - dodaje Władysław. Lekarze tłumaczą: Nie chcieliśmy jej narażać Decyzję o sterylizacji lekarze tłumaczą uszkodzeniem macicy, która przy następnym porodzie mogłaby pęknąć. - Nie mogliśmy zapytać pacjentki o zgodę. Była uśpiona. Trzeba by ją wybudzić z narkozy. Narazilibyśmy ją na kolejną operację - powiedziała "Gazecie Wyborczej" Elżbieta Nosek, zastępca ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego w Szamotułach. Sterylizacja w Polsce jest zabroniona. Można ją wykonać tylko, jeśli życie lub zdrowie jest bezpośrednio zagrożone. Czy tak było w tym przypadku? - Nie. Byłoby w przyszłości, gdyby jeszcze raz zaszła w ciążę - odpowiada dr Elżbieta Nosek. Będzie dochodzenie Tomasz Korosz, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej w Warszawie, przyznaje jednak, że "na każdy zabieg powinna być zgoda pacjenta". Prokuratura poinformowała już, że w sprawie sterylizacji zostało wszczęte dochodzenie z urzędu. Za pozbawienie płodności grozi dziesięć lat więzienia, a za wykonanie zabiegu bez zgody pacjenta - dwa lata. Zobacz także: Szpital: Wioletta W. podpisała zgodę na zabieg