Śmierć w lawinie
W Tatrach, w rejonie Doliny Pięciu Stawów, lawina porwała cztery osoby. Jedna z nich, 30-letnia kobieta, nie żyje.
- Ratownicy i lekarze robili wszystko, aby uratować 30-letnią kobietę. Mimo bardzo trudnych warunków, zapadającego zmroku i padającego śniegu udało im się dolecieć śmigłowcem na samo lawinisko i zabrać kobietę do szpitala- powiedział reporterowi RMF naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Niestety było już półtorej godziny po wypadku; nie wiadomo jak długo kobieta przebywała pod śniegiem i jak długo reanimowali ją jej towarzysze. Lekarze z zakopiańskiego szpitala nie byli jednak w stanie nic już zrobić. Pozostałe osoby same wydostały się z lawiny.
Około godz. 16 przystąpiono do organizacji akcji ratunkowej. Pomimo złych warunków atmosferycznych, na miejsce poleciał śmigłowiec ratowniczy. Maszyna dotarła na pewną odległość od schroniska w Pięciu Stawach i tam wysiedli ratownicy z lekarzem.
Dopiero w drugim locie śmigłowcowi udało się dotrzeć na lawinisko, skąd zabrano nieprzytomną kobietę.
- Warunki pogodowe były niezwykle trudne. Padał śnieg, mgła ograniczała widzialność. Śmigłowiec wykonał z Zakopanego dwa loty z ratownikami, ale na miejscu było kilka prób podejścia maszyną na lawinisko. Dopiero o zmierzchu widoczność trochę się poprawiła i udało się dolecieć na lawinisko. Jesteśmy pełni podziwu dla pilotów, którzy wykonali ten lot - ocenił Jan Krzysztof.
W górach obowiązuje umiarkowany - drugi (w pięciostopniowej, rosnącej skali) stopień zagrożenia lawinowego.
INTERIA.PL/RMF/PAP