Śledczy tropią tajne konta
Polscy politycy i biznesmeni mający tajne konta w Lichtensteinie niczego nie ukryją. Jak dowiedział się "Dziennik", prokuratura chce zwrócić się do Niemiec o przekazanie informacji na temat tych kont.
Dlaczego właśnie do Niemiec? Bo niemiecki wywiad kupił od byłego pracownika banku dane o właścicielach tajnych kont. Heinrich Kieber z banku LGT dostał od Niemców 5 mln euro w zamian za płyty DVD zawierające dane ponad 1400 osób.
Część informacji dotyczących niemieckich obywateli została już ujawniona. Okazało się, że wpływowi Niemcy zakładali konta w Lichtensteinie, aby nie płacić w swoim kraju wysokich podatków. Informacjami o swoich obywatelach z "listy Kiebera" zainteresowali się już Brytyjczycy, Finowie, Szwedzi, Norwegowie, Australijczycy i Nowozelandczycy. Podobnie chce zrobić nasza prokuratura.
- Rozważamy zwrócenie się do niemieckiej prokuratury z prośbą o pomoc w sprawdzeniu, czy na tych płytach są konta Polaków, którzy przewijają się w prowadzonych przez nas postępowaniach - mówi Zbigniew Pustelnik z Prokuratury Krajowej w Katowicach. - Czekamy na opinię prawną, która dotyczyć będzie m.in. legalności w ten sposób zdobytych informacji - dodaje.
Czy dane zdobyte przez niemiecki wywiad mogą być dowodem dla polskiego sądu? - Jeżeli prokuratura uzyska takie informacje, to sąd musi je potraktować jako dowód. Nie jest ważne, w jaki sposób strona niemiecka te płyty zdobyła - mówi prof. Marian Filar, karnista.
W sprawach prowadzonych przez śledczych z Katowic pojawiają się nazwiska m.in. Marka Dochnala, Jana Kulczyka i Zbigniewa Solorza.
INTERIA.PL/PAP