Sędzia Smoderek będzie informować o sprawie Mirosława G.
Rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie ds. cywilnych sędzia Maja Smoderek będzie teraz informować o sprawie Mirosława G. W poniedziałek powiedziała, że sędzia Igor Tuleya nie ma formalnego zakazu wypowiadania się o sprawie. On sam także potwierdził to.
O informację tym, że Tuleya, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie i sędzia orzekający w głośnej sprawie G., dostał zakaz publicznego wypowiadania się na temat wyroku, podał w poniedziałek portal TVP Info. Według portalu sędzia został wezwany do przełożonego.
- Ustaliliśmy w sekcji prasowej sądu, że choć jestem rzeczniczką ds. cywilnych, przejmę informowanie o całej sprawie - dodała Smoderek. Podkreśliła, że Tuleya wypowiadał się jako rzecznik SO ds. karnych. Zarazem przypomniała o zasadzie, że sędzia nie powinien się wypowiadać publicznie o wydanym przez siebie wyroku.
Sam Tuleya potwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że rozmawiał ze Smoderek w tej sprawie. Podkreślił, że nie dostał zakazu wypowiadania się; dodał, że żaden przełożony nie uczynił mu żadnego wytyku służbowego i że nie był wezwany do przełożonych.
Tuleya zapowiedział wcześniej złożenie do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu składania fałszywych zeznań przez świadków w procesie kardiochirurga dr. Mirosława G. oraz naruszenia pewnych procedur przez organy ścigania w śledztwie wobec skazanego za korupcję lekarza.
"To jest decyzja sądu"
To jest decyzja sądu - podkreślił Tuleya, pytany w niedzielę w TVN24 o to, kto zdecydował o złożeniu zawiadomienia. Jak mówił sędzia, w trakcie procesu Mirosława G. sąd miał świadomość, że niektóre składające w nim zeznania osoby "mijają się z pewnymi faktami i rzeczywistością ewidentnie". Sąd dysponował innymi dowodami, np. dokumentacją bankową, dzięki którym można było zweryfikować zeznania takich osób - podkreślił Tuleya.
Jak wyjaśnił, moment po wydaniu nieprawomocnego wyroku w sprawie dr. G. wydaje się właściwy, by zwrócić się do odpowiednich organów o zbadanie sprawy "ewidentnie fałszywych zeznań". Ponieważ - podkreślił - gdyby w trakcie procesu sąd dyskredytował w ten sposób zeznania świadków, mogłyby się pojawić zastrzeżenia, co do jego bezstronności.
W piątek sąd skazał dr. Mirosława G., b. ordynatora kardiochirurgii stołecznego szpitala MSWiA, na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za korupcję - przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów; uniewinnił go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych. Za "wysoce absurdalny" uznał postawiony kardiochirurgowi zarzut rzekomej próby wykorzystania seksualnego kobiety, w zamian za przyjęcie do szpitala kogoś z jej rodziny.
Zarazem sąd krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie kardiochirurga. "Nocne przesłuchania, zatrzymania - taktyka organów ścigania w tej sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie" - mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia Tuleya, dodając, że nie potrafi wytłumaczyć, czemu dr G. "został poddany takiemu atakowi i postawiono mu takie zarzuty bez należytego uzasadnienia". "Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu" - dodał sąd. Jak podkreślił, zatrzymania dr. G., jak i innych oskarżonych w całej sprawie należy uznać za niezasadne i gdyby te osoby wystąpiły do sądu o odszkodowanie i zadośćuczynienie z tego tytułu, "to z pewnością sąd by im je zasądził".