Przypomnijmy, że o złożeniu zawiadomień Kamiński poinformował w czasie swojego wystąpienia w ramach audytu rządu PO-PSL. Minister koordynator służb specjalnych mówił w Sejmie, że gdy u władzy byli poprzednicy m.in. inwigilowano uczestników zgromadzeń, środowiska pro-life, słuchaczy Radia Maryja, dochodziło do nadużyć wobec mediów ("wobec części dziennikarzy zastosowano działania operacyjne, polegające na bezpośredniej obserwacji"). Czego dotyczyły i na jakim etapie są postępowania próbuje ustalić Rzecznik Praw Obywatelskich <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-adam-bodnar,gsbi,3162" title="Adam Bodnar" target="_blank">Adam Bodnar</a>, ale na razie bezskutecznie. Pierwsze pismo z prośbą o przesłanie kopii zawiadomień zastępca RPO wysłał do ministra już dzień po audycie, ale dostał odmowę. Z prokuratury odpowiedź nadeszła dopiero po 11 miesiącach, ale poinformowano w niej, że jedynie minister "posiada precyzyjną wiedzę, które jednostki prokuratury prowadzą postępowania we wspomnianych sprawach". Jak podaje "Rz", również posłowie PO i Kukiz'15 w ramach interpelacji pytali ministra o szczegóły, ale ten zasłania się niejawnością postępowania. "Problem w tym, że posłowie, podobnie jak RPO, mają dostęp do tajnych informacji" - czytamy w "Rz". Zdaniem posła PO Krzysztofa Brejzy, niechęć ministra wynika z tego, że albo wcale nie było zawiadomień, albo zakończyły się umorzeniem. Mariusz Kamiński w oświadczeniu, które cytuje "Rz" dementuje te pogłoski. Wyjaśnia, że zawiadomienia były wysyłane nie przez niego, a przez szefów służb specjalnych. "Treść tych zawiadomień była niejawna, dlatego nie można ich było upublicznić" - dodaje. Więcej w "Rzeczpospolitej"