Rodzice żądają etyki zamiast religii
Ocena z religii od tego roku szkolnego jest wliczana do średniej (tak jak np. z polskiego, matematyki czy historii). Zgodnie z prawem uczniowie, którzy na religię nie chodzą, powinni mieć lekcje etyki (ta ocena też będzie liczona do średniej). Jednak taki wybór to tylko teoria. Bo na blisko. 32 tys. szkół w całej Polsce etyki uczy się w zaledwie 334 - pisze "Gazeta Wyborcza".
A dla uczniów średnia jest bardzo ważna - decyduje o przyjęciu do dobrego gimnazjum czy liceum. Ci więc, którzy na religię nie chodzą, mają automatycznie mniejsze szanse.
Nagły boom na etykę to jednak kłopot i dla dyrektorów, i dla samorządów. Po pierwsze, nauczyciel do etyki to rzadkość. Muszą być po filozofii i z przygotowaniem pedagogicznym, a takich mamy w kraju około tysiąca. Czyli o wiele mniej niż szkół. Po drugie, na niezaplanowane wcześniej zajęcia z etyki trzeba by znaleźć dodatkowe pieniądze.
W Łodzi samorząd znalazł rozwiązanie w rozporządzeniach MEN z początku lat 90., kiedy religia wchodziła do szkół. - Etyka będzie w szkole, która zbierze przynajmniej siedmiu chętnych - zapowiada Jacek Człapiński dyrektor wydziału edukacji. A jeśli chętnych będzie mniej? - Wskażemy najbliższą szkołę z etyką i uczeń będzie dojeżdżał - dodaje.
W tej sprawie napisał kilka dni temu do MEN rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski: "Liczę, iż uda się we wszystkich szkołach lub grupach szkół zorganizować lekcje etyki, aby dla wszystkich uczniów na równych zasadach można było obliczyć średnią ocen z tej samej ilości przedmiotów".
Na razie jednak MEN szkołom nie pomoże. - To dyrektorzy mają obowiązek zadbać, by istniała oferta zajęć z etyki dla wszystkich zainteresowanych - odpowiada nam biuro prasowe ministerstwa.
INTERIA.PL/PAP