Remonty polskich dróg
Polskie drogi: wąskie, nieoświetlone, niebezpieczne. Dodatkowo jak szwajcarski ser. Były mrozy, przyszła odwilż i na jezdniach odsłoniła iście księżycowy krajobraz. Ofiarami dziur padają kierowcy, a przede wszystkim ich samochody. Drogowcy nie nadążają z łataniem ubytków w jezdniach, przeszkadza nie tylko pogoda, ale brak pieniędzy.
W najgorszym stanie są drogi krajowe, gdzie natężenie ruchu jest największe. Tam każdego ranka brygady drogowców w kilkudziesięciu punktach próbują naprawić szkody po zimie, zdarza się, że dziennie zużywają nawet po kilkadziesiąt ton asfaltu. Taka praca jednak przypomina walkę z wiatrakami. Gdy uda się załatać jedną dziurę zaraz pojawiają się nowe. Łata - dziura, łata - dziura.
Jak przyznają sami drogowcy to syzyfowa praca. Gdyby położyło się nową nawierzchnię, woda by spływała i nie powstawałyby nowe dziury, a tak łata się i łata - bezskutecznie.
A i dziwić nie ma się czemu. Większość dróg jest bowiem w fatalnym stanie. Nawierzchnie mają po 10, 15 czy 20 lat.
Ale ponura prawda o polskich drogach jeszcze bardziej dotkliwie niż na drogach krajowych daje o sobie znać na trasach wojewódzkich i lokalnych.
Jak to jest z pieniędzmi na utrzymanie dróg zimą, posłuchaj w relacji rzeszowskiego reportera RMF Krzysztofa Powrózka.
Na drogi krajowe idą pieniądze z budżetu państwa, na wojewódzkie - z budżetu samorządu. A stan samorządowych kas jest kiepski.
Jeśli jednak nie udało się nam ominąć dziury, wpadliśmy w nią i uszkodziliśmy auto, warto pamiętać, że możemy upomnieć się o odszkodowanie. Nie jest to jednak łatwe.