Przeżył 5 dni pod ziemią
Można powiedzieć, że to był cud - mówią ratownicy, którzy po ponad 110 godzinach akcji dotarli do górnika zasypanego w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej. Mężczyzna przebywa w szpitalu; lekarze oceniają jego stan jako dobry i stabilny.
W poniedziałek o godz. 9.22 Zbigniew Nowak został wydobyty na powierzchnię. Cały czas był przytomny. Nic nie mówił. Na oczach miał tylko specjalną opaskę, chroniącą go przed światłem.
Przy kopalnianym szybie czekali na uratowanego ojciec i teść: - Pracowałem 20 lat na dole i wiem, jak tam jest. To jeden z najważniejszych dni w moim życiu. Pierwszy raz tak się czułem, jak mój syn się urodził. Dziś czuję to samo - powiedział RMF ojciec górnika.
Stan górnika zadowalający
Karetka odwiozła górnika do szpitala św. Barbary w Sosnowcu. - Jego stan ogólny jest zadowalający - oceniają lekarze po pierwszych badaniach.
- Nie ma żadnych zaburzeń funkcjonowania układu oddechowego i układu krążenia. Zaburzenia metaboliczne są mniejsze niż się spodziewaliśmy, aczkolwiek nie możemy wykluczyć, że wystąpią dodatkowe rzeczy, które się ujawnią po okresie wstępnej resuscytacji płynowej - powiedział na specjalnej konferencji prasowej w szpitalu ordynator oddziału intensywnej terapii dr Lech Krawczyk. W konferencji wzięła udział - wraz z córką - żona uratowanego górnika. Dziękowała ona ratownikom za przeprowadzoną akcję.
Górnik ma głęboką ranę łokcia. Nie doznał obrażeń wewnętrznych oraz uszkodzeń wzroku, czego obawiali się lekarze.
"Dajcie pić"
Do mężczyzny, 30-letniego specjalisty metanometrii, udało się dotrzeć przed 7. rano, niespełna 2,5 godziny po tym, gdy ratownicy usłyszeli jego głos. O godzinie 4.35 zasypany górnik powiedział "dajcie pić". Kontakt był możliwy dzięki biegnącemu w zasypanym chodniku rurociągowi odmetanowania. Zbigniew Nowak poprosił o jabłko i wodę. Powiedział ratownikom, że jest potłuczony, ale nie wie, jak bardzo.
- Byliśmy od niego kilkanaście metrów. Dostaliśmy od niego sygnał, że żyje i zaczęła się ta ostatnia akcja. Był przytomny i cały czas nam pomagał. Nie wiedział, która jest godzina i jaki jest dzień tygodnia. Prosił przede wszystkim o picie - opowiadali ratownicy biorący udział w akcji.
Uratowany górnik myślał, że niewiele czasu minęło od zmiany, na której pracował. Cieszył się, że zdąży złożyć życzenia żonie, która w czwartek obchodziła urodziny. Ratownicy nie powiedzieli poszukiwanemu, że od wstrząsu minęło już 5 dni, ale że jest tylko dwa dni później, aby nie doznał szoku. Posłuchaj:
Mężczyzna sam doczołgał się przez szczeliny skalne kilka metrów, aby pomóc docierającym do niego ratownikom. Wspierany przez nich przeszedł około 200 metrów wydrążonego w zasypanym wyrobisku bardzo wąskiego tunelu.
To był cud
- Można powiedzieć, że to był cud - tak wydobycie żywego górnika komentują ratownicy, którzy po ponad 100 godzinach nieprzerwanej akcji dotarli do niego i wydostali na powierzchnię. Według kierującego akcją Bogusława Wypycha, Zbigniewa Nowaka uratowało to, że leżał on w pobliżu pękniętej rury, przez którą przez cały czas dochodziło do niego powietrze.
Jak górnikom udało się tak szybko dotrzeć do zasypanego, skoro jeszcze około godziny 6. wiadomo było, że mają do niego 9 metrów? Posłuchaj relacji reportera RMF Tomasza Maszczyka:
Potężny wstrząs, który zasypał górnika, miał miejsce o godzinie w środę wieczorem. Od pierwszych chwil wiadomo było, że mężczyzna miał szanse na przeżycie. Znajdował się na skrzyżowaniu dwóch korytarzy; wiadomo było, że jest tam wystarczająco dużo czystego powietrza. W pozostałej części chodnika, gdzie dotarli ratownicy, tego powietrza nie było.
Już w pierwszej dobie akcji trzeba było używać aparatów tlenowych. Utrudniało to poruszanie się wąskim tunelem o przekroju mniej więcej metr na metr. Pierwsze trzy doby akcji były bardzo niebezpieczne; przez cały czas czujniki wskazywały wybuchowe stężenie metanu. Zwieziono specjalny wentylator; pojawiła się natomiast woda, którą trzeba było odprowadzać. Skały i części maszyn trzeba było kruszyć tak, aby nie powstała iskra, ponieważ mogło dojść do wybuchu.
Akcja ratownicza trwała nieprzerwanie od środy wieczorem. Uczestniczyło w niej siedem zastępów ratowników. W sobotę ratownicy odebrali sygnały z nadajnika umieszczonego w lampce zaginionego. Odebranie sygnału potwierdziło, że kierunek poszukiwań jest słuszny.
Zbigniew Nowak to górnik metaniarz. 12 marca skończy 31 lat.
INTERIA.PL/RMF/PAP