Przed rosyjską kontrolą
Polskie rzeźnie i mleczarnie od tygodnia czekają na rosyjskich kontrolerów. Jest to o tyle ważne, że jeśli powiedzą "niet" i nie wydadzą certyfikatów polskim zakładom, gigantyczny rosyjski rynek będzie dla nas zamknięty.
Jest szansa, że inspektorzy pojawią się w Polsce dzisiaj około godziny 21. Naszym producentom trudno w to jednak uwierzyć - z Moskwy od tygodnia spływają sprzeczne informacje. Poddanie się badaniu zadeklarowały 54 firmy.
Opóźnienia w przylocie kontrolerów to nie jedyny problem. Ciągle nie wiadomo bowiem, jak te kontrole się zakończą. Polscy przedsiębiorcy, którzy już przeszli "rosyjski sprawdzian", mówią, że kontrolerzy z Moskwy nie kierują się jasnymi kryteriami.
Niektórzy dodają, że w ogóle brak jakichkolwiek zasad. Do tej pory nie wiemy, jakie były kryteria - mówi Michał Dominik z "Morlin", którym Rosja powiedziała "niet". Ale także Cezary Domagalski z "Sokołowa", firmy, która kontrolę zaliczyła pozytywnie, przyznaje, że nie potrafi sprecyzować, czym naprawdę kierowali się rosyjscy kontrolerzy. To była indywidualna kwestia każdego z inspektorów, który zwracał uwagę na ten czy inny szczegół.
Za taką kontrolę bez jasnych kryteriów trzeba jednak słono zapłacić. 5 tys. zł za sam "zaszczyt" bycia kontrolowanym, do tego dochodzą koszty utrzymania inspektorów - noclegi, wyżywienie, tłumacz. W sumie nawet 10 tys. złotych.