Prezydent kontra media
Aleksander Kwaśniewski podczas poniedziałkowego wystąpienia w ostrych słowach zaatakował nie tylko członków sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Mocno dostało się też dziennikarzom.
Prezydenta wyraźnie poniosły nerwy. Podczas zwołanej niespodziewanie konferencji prasowej wyjaśnił, dlaczego nie stawi się następnego dnia na przesłuchanie przed komisją ds. PKN Orlen.
W emocjonalnym oświadczeniu odwoływał się do tajemniczych "onych", tropił spisek posłów śledczych przeciwko sobie i swoim współpracownikom, wzniośle odwoływał się do dorobku demokratycznej Polski.
Rady redaktora Kwaśniewskiego
Nic dziwnego, że po takim szokującym wystąpieniu dziennikarze zasypali prezydenta pytaniami. Jako pierwszy wystąpił Mikołaj Kunica z TVN 24. Chciał się dowiedzieć, czy Kwaśniewski pojedzie do Moskwy na obchody 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Doświadczony reporter, niemal natychmiast pożałował swojego wystąpienia.
Kunica odważył się zasugerować, że słowa prezydenta są niejednoznaczne, a on chciałby przekazać swoim widzom jasne stanowisko głowy państwa. Niestety, odpowiedzi się nie doczekał. Dostał za to wykład na temat dobrego zachowania i podstaw warsztatu dziennikarskiego.
- Poczułem się dziwnie, taka sytuacja przytrafiła mi się po raz pierwszy. Zdarzało mi się, że politycy grozili interwencją u mojego szefa. Ale po raz pierwszy publicznie ktoś zarzucił mi, że zachowuję się nieelegancko - powiedział portalowi INTERIA.PL Mikołaj Kunica. - W trakcie konferencji pana prezydenta rozpoczynały się "Fakty". W takich sytuacjach pośpiech absolutnie nie jest w oznaką braku szacunku. Wynika z obowiązku - przekazania informacji.
Na tej samej konferencji kilku innych dziennikarzy zamiast odpowiedzi na swoje pytania usłyszało, że są jeszcze młodzi, niedoświadczeni i muszą się wiele nauczyć. Prezydent coś na ten temat wie, bo doświadczenie redaktorskie zdobywał w latach 80., w pismach studenckich, m.in. "ITD".
Nieinteligentni posłowie?
Nie mniej ciekawie było kilkanaście minut później w programie "Prosto w oczy" Moniki Olejnik. Czołowa polska dziennikarka chciała głębiej poznać motywy, dla których prezydent zdecydował nie stawić się na przesłuchaniu w Sejmie. Ale nawet jej nie udało się wycisnąć z głowy państwa żadnych konkretów.
Prezydent wyjawił za to wszystkim telewidzom, że tygodnik "Wprost", który zamieścił jego wspólne zdjęcia z aresztowanym aktualnie lobbystą Markiem Dochnalem jest "kolejną mutacją Urzędu Bezpieczeństwa". Za te słowa gazeta już zapowiedziała mu wytoczenie procesu.
Doświadczona redaktor Olejnik została potraktowana przez prezydenta jak uczniak. W pewnym momencie doszło nawet do sytuacji, gdy to Kwaśniewski zaczął przepytywać dziennikarkę TVP. Jak skomentował tę sytuację gospodarz Pałacu Prezydenckiego? "Demokracja polega na tym, że raz pani pyta, a raz ja pytam".
Jednak Olejnik usłyszała też kilka miłych słów. M.in. dowiedziała się, że prezydent rozmawia z nią, a nie z komisją, bo ma zwyczaj rozmawiać z ludźmi inteligentnymi. - Nie rozumiem tych słów, prezydentowi wyraźnie puściły nerwy - komentuje poseł śledczy Zbigniew Wassermann. - Można przypuszczać, że przestraszył się materiału dowodowego - dodaje w rozmowie z portalem INTERIA.PL poseł PiS.
Bez tolerancji dla błędów
To nie pierwsze spięcie prezydenta z mediami. Kilka miesięcy temu z "Dużym Pałacem" zadarł reporter RMF FM Tomasz Skory. Kończąc relację sprzed siedziby głowy państwa przejęzyczył się: "Sprzed Teatru Komed..., przepraszam, sprzed Pałacu Prezydenckiego".
Skończyło się awanturą przed kamerami telewizyjnymi. Kwaśniewski nie miał litości dla dziennikarskiej pomyłki. "Teraz ja się pomylę i powiem, że z panem nasza współpraca się skończyła" - stwierdził. Nie pomogły przeprosiny, stosunki radia RMF i Pałacu pozostają chłodne.
Prezydent z ulubieńca mediów powoli staje się ich postrachem i stara się wśród nich wprowadzać żołnierską dyscyplinę:
Szymon Jadczak