Prawo spoza resortu
Pisanie ustaw i rozporządzeń za ciężkie pieniądze przez firmy spoza ministerstwa, w ramach którego funkcjonuje dział prawny, przeczy potrzebie utrzymywania potężnej armii urzędników. Oni sami nie widzą w tym nic złego...
Resort infrastruktury zamówił opracowanie projektu rozporządzenia w sprawie ogólnych warunków prowadzenia ruchu kolejowego i sygnalizacji firmie zewnętrznej. Do przetargu zgłosiły się dwa podmioty. Pierwszy wycenił napisanie rozporządzenia na kwotę 244 tys. zł brutto. Drugi zaproponował, że napisze to samo za niespełna 100 tys. zł.
Resort nic złego w tym nie widzi; odpowiada, że takie zamówienia są zgodne z prawem: - W sytuacji, gdy opracowanie danego projektu wymaga wiedzy specjalistycznej, eksperckiej, to wtedy takie projekty mogą być zlecane w trybie przepisów ustawy o zamówieniach publicznych niezależnemu, zewnętrznemu wykonawcy i tak też było w przypadku tego projektu rozporządzenia - mówi Paulina Jankowska, rzecznik ministerstwa.
I niby wszystko w porządku, pytanie tylko, kto jak nie resort infrastruktury ma posiadać tę specjalistyczną wiedzę i doświadczenie eksperckie? To przecież za nasze podatki są zatrudniane takie osoby w administracji rządowej. Problem jednak dotyczy znacznie szerszego obszaru administracji.
W 1999 roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, z którego wynika, że ponad 20 procent aktów prawnych, które weszły w życie w latach wcześniejszych, powstało poza resortami.
Może więc jest to rządowa metoda walki z bezrobociem? Zlecając tego typu zadania, ministerstwa dają pracę prywatnym firmom, które sporo na tym zarabiają. A co robią w tym czasie urzędnicy resortów?