Pomogła dzieciom i pójdzie siedzieć?
Maria Łopatkowa (80 l.), była senator i międzynarodowy autorytet w obronie praw dzieci, ma kłopoty z prawem! Pani profesor będzie się tłumaczyć z włamania i niszczenia cudzych rzeczy! Wszystko dlatego, że chciała pomóc dzieciom wyrzuconym przez ojca z rodzinnego domu.
-Zawiódł rzecznik praw dziecka, gmina i komornik. Wzięłam więc sprawy w swoje ręce! Nie mogę obojętnie patrzeć, gdy maluchom dzieje się krzywda! - mówi "Super Expressowi" oburzona "senator od dzieci".
Jeszcze w grudniu 2006 roku sędzia Sądu Rejonowego z Mławy nakazał przywrócić Grażynie Witkowskiej i jej dwóm synom prawo do zamieszkania w domu we wsi Konopki pod Mławą. Kobieta wcześniej została z niego wyrzucona z dziećmi przez męża, Znalazła się na ulicy z 7-letnim Igorem i 16-letnim Mateuszem. Spała z dziećmi gdzie się dało.
Witkowska aż podskoczyła ze szczęścia po decyzji sadu. Ale co z tego? Chociaż ma w ręku wyrok, do tej pory nie może wejść z synami do chałupy! Wszystkie instytucje, które powinny pomóc Witkowskiej w wyegzekwowaniu wyroku, bezradnie rozkładają ręce.
Komornik z Mławy Jerzy Berdyga wyjaśnia nam, że nie może wprowadzić Witkowskiej do domu, bo są tam zameldowane dwie kobiety z dziećmi. By je stamtąd usunąć, musi mieć wyrok eksmisyjny.
Pracownicy Biura Rzecznika Praw Dziecka ograniczyli się jedynie do wysmażenia pisma, w którym, przyznali, że... położenie małoletnich jest krytyczne.
- Na miłość boską! Jako senator po to walczyłam o urząd praw dziecka, by reagował na ich krzywdę, a nie polemizował o czerwonej torebce Tinky Winky! - nie przebiera w słowach Łopatkowa. To do niej 6-letni Igor napisał kulfonami: "Proszę o pomoc, bo zostałem wygnany z domu.".
List chłopca poruszył Marię Łopatkową. Wraz z pracownikiem Fundacji Centrum Pedagogiki Serca wyruszyła do Mławy. Odwiedziła policję, komornika i panią prezes sądu w Mławie. - Wszyscy zapewniali mnie, że Igor i Mateusz odzyskają dom, a później nic nie zrobili? Łopatkowa tak się wściekła, że znów z pracownikiem przyjechała do domu w Konopkach. - Po drodze zabrała Witkowską z dziećmi.
- Chciałam zobaczyć te pomieszczenia, z których dzieci zostały wyrzucone - mówi. Pokoje były jednak zamknięte. Pracownik fundacji wszedł do nich przez dziurę w ścianie. Od środka otworzył nam drzwi.
Wtedy wpadła właścicielka pokoju i wezwała policję. Mąż Witkowskiej oskarżył żonę i inne osoby w tym senator Łopatkową o włamanie, kradzież 930 zł i zniszczenia na sumę 480 zł. - Jeszcze teraz okaże się, że pani profesor coś podwędziła? - ironizuje Andrzej Ziomek, pracownik fundacji. - A dzieci cały czas nie maja domu - dodaje.
Super Express