Polsce nie grozi epidemia BSE
Polska nie powinna obawiać się epidemii BSE - twierdzą zgodnie główny lekarz weterynarii kraju Piotr Kołodziej i Tadeusz Wijaszka, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. Według nich za dwa, trzy lata także kraje Unii Europejskiej uporają się z tym problemem.
Wprawdzie nie można wykluczyć ujawnienia w Polsce kolejnych pojedynczych sztuk chorego bydła, ważne jest jednak, by takie przypadki wyłapywać w rzeźniach i nie dopuścić do handlu - uważają specjaliści.
Aby wyeliminować z rynku zakażone mięso, stosuje się w Polsce sprawdzone unijne procedury, m.in. zakaz żywienia bydła mączkami kostnymi. Ponadto każda próbka z rzeźni badana jest w laboratorium oraz sprawdza się paszę na obecność białka zwierzęcego. Każdego roku na profilaktykę i zwalczanie BSE Polska wydaje 50 mln złotych. To niewiele w porównaniu z kosztami, jakie do tej pory w walce z BSE wydała Unia - 48 mld euro. Według specjalistów wołowina nie jest groźna. Niebezpieczeństwo czai się raczej zjedzeniu w móżdżku. Ostatnie badanie CBOS-u wskazuje, że co trzeci Polak, który wie o wykryciu pierwszego przypadku BSE w Polsce, ograniczył lub całkowicie zaprzestał jedzenia wołowiny. O polskiej chorej krowie odkrytej pod Tarnowem wie do drugi Polak.