Polityczne odchudzanie rządu
O odchudzaniu administracji słyszymy już kilka miesięcy. To jeden z filarów rządowego planu cięć w finansach publicznych. Z wyliczeń wicepremiera Hausnera wynika, że oszczędności mają przynieść budżetowi 6 mld złotych.
Miller miał postawić swoim ministrom twarde ultimatum: mają dalej ciąć. Efekty tego "odcinania" poznamy - wg zapowiedzi rzecznika rządu - za 2 tygodnie, wtedy posady ma stracić 25 osób.
Szefowie resortów muszą się dogadać, którego wiceministra poświęcić. - Oczywiście, pracujemy nad tym, aby jeszcze ograniczyć - mówi szef MSWiA Krzysztof Janik. Ale zaraz dodaje: - To będzie już koniec. Bo przecież ten rząd już dostatecznie się odchudził...
Ponadto wicepremier Hausner chce zwolnić dyrektorów generalnych najmniejszych urzędów, gdzie zatrudnia się mniej niż 200 osób. To też miały być oszczędności. Teoretycznie ok. 2 mln zł. Ale to tylko teoria, bo przecież będzie trzeba wypłacić tym ludziom 3-miesięczne odprawy, a dyrektor generalny zarabia średnio 8 tys. zł brutto.
Dodajmy, że takich urzędów, gdzie zdaniem rządu, dyrektorów nie potrzeba, jest 16. Dlatego po odjęciu tych sum kwota 2 mln drastycznie maleje.
Na drodze tych pomysłów staje szef służby cywilnej: - To byłoby coś takiego, jak oszczędzać na komunikacji i zwalniać motorniczych - mówi Jan Pastwa i proponuje, aby nie wyrzucać ludzi na bruk, a po prostu zmniejszyć im pensje - średnio o 800 zł, co zdaniem Pastwy dałoby takie same oszczędności.
Pozbywanie się dyrektorów generalnych oznacza, że ich funkcje przejmują ministrowie. A minister to polityk, tak więc pomysły rządu w linii prostej prowadzą do dalszego upolityczniania służby cywilnej.