Ta swoista kolęda, jak ją roboczo nazwali sami politycy PO, już się rozpoczęła. Ma potrwać do 15 września. Skąd ten pomysł? Małopolscy działacze Platformy uważają, iż podczas ostatniej kampanii wyborczej wielu księży - rzekomo na skutek niewiedzy o działaniach tej partii - dało się "wmanipulować" jednemu środowisku, czyli przeciwnikom PO i to ich popierało, nierzadko z ambony. Ireneusz Raś zapewnia, iż treści listu do proboszczów nie konsultował ze swym rodzonym bratem, Dariuszem, osobistym sekretarzem kardynała Stanisława Dziwisza, metropolity krakowskiego. List ma być pretekstem do nawiązania rozmowy i kontaktu z liderami lokalnych społeczności, jakimi nierzadko są w Małopolsce proboszczowie. O czym piszą w nim politycy PO? Chwalą się tym, ile pieniędzy przekazali na restaurację zabytkowych kościołów jako rządzący Małopolską od czterech lat i tym, że przygotowany przez nich projekt ustawy przywróci Święto Trzech Króli jako dzień wolny od pracy. Poseł Krupa twierdzi, iż ustawa ta już na najbliższym posiedzeniu Sejmu będzie mieć II czytanie. Na 90 procent z kolei ocenia szanse, iż już w 2011 roku 6 stycznia nie pójdziemy do pracy. Tyle że to były prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki przez lata walczył o dzień wolny w Święto Trzech Króli, a jego inicjatywy Platforma wówczas nie popierała, przypomina "Rzeczpospolita". Ireneusz Raś zapewnia, że działacze PO "nie chcą być pieszczochami" Kościoła. Chcą jednak neutralności i dialogu. - Na pewno nie przekonamy jednak wszystkich proboszczów, by na nas głosowali - mówi Raś. Na razie - choć żadnych badań nie przeprowadzono, politycy małopolskiej PO twierdzą, iż na tym terenie na 10 proboszczów tylko trzech jest do PO nastawionych neutralnie, a siedmiu - niechętnie. Najgorzej ma być w Tarnowskiem i Nowosądeckiem.