Licząca kilkanaście osób grupa zawiązała się kilka miesięcy temu, kiedy nie było jeszcze jasne, że PiS przegra wybory. Dyplomaci, urzędnicy, byli dyrektorzy w MSZ spotykali się regularnie między sobą i z przedstawicielami opozycyjnej wówczas Platformy. Choć nie reprezentowali tej samej opcji politycznej, różnili się co do sposobu i głębokości zmian w MSZ, łączyło ich jedno - złość na to, co partia Kaczyńskich zrobiła z dyplomacją, i chęć jak najszybszego powrotu do normalności. Co stanie się w najbliższych tygodniach w MSZ? Wiceministrowie Karol Karski i Paweł Kowal wrócą zapewne do polityki - mają mandaty poselskie. Część współpracowników PiS-owskiej minister Anny Fotygi tak jak ona sama znajdzie miejsce w Kancelarii Prezydenta bądź w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Wiceministrem przestanie być Andrzej Sadoś, który za Fotygi zrobił karierę w amerykańskim stylu - tyle że zaczynał nie od pucybuta, ale rzecznika MSZ, pisze "Wyborcza". Sadoś - nieceniony przez ludzi tzw. korporacji Geremka - jest w zasobach kadrowych MSZ. Trzeba będzie więc znaleźć dla niego miejsce gdzieś w "gmachu". Rozmówcy gazety śmieją się, że zawsze zostaje archiwum MSZ, dokąd nielubianych urzędników i dyrektorów zsyłała minister Fotyga. Jeśli nowy minister zastosuje się do rad "korporacji Geremka i Bartoszewskiego", zmiany w MSZ nie skończą się na wynikających z politycznej praktyki dymisjach wiceministrów. Dyplomaci, którzy przygotowali plan powyborczych zmian w resorcie spraw zagranicznych, uważają, że stanowiska kierownicze (czyli dyrektorów i wicedyrektorów) powinno stracić 20-25 osób z liczącej ok. 80 kierowniczej kadry.