Plaga odroczeń, czyli wina bez kary?
Coraz więcej skazanych robi wszystko, aby nie trafić za kratki. Z każdym rokiem przybywa ubiegających się o odroczenie wykonania kary.
Prawo karne stanowi, że wyrok sądu podlega co prawda natychmiastowemu wykonaniu, jednak sąd może je odroczyć. Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w zeszłym roku, pomimo prawomocnego wyroku sądu, do więzień nie trafiło 46 620 osób. Jednym z powodów jest m.in. fakt, że w polskich zakładach karnych po prostu... brakuje miejsc! Wiele z nich nie spełnia też standardów unijnych. Jednak najwięcej odroczeń w odbywaniu kary zdarza się z inicjatywy skazanych lub ich adwokatów.
Najlepiej "na chorobę"
Skazani chwytają się wszystkich sposobów, mniej lub bardziej legalnych. Ubiegać się o odroczenie kary mogą wszyscy, którzy odpowiadają z wolnej stopy i ponad 90 proc. skazanych korzysta z tej możliwości. Obowiązujące prawo pozostawia furtkę dla wielu nadużyć.
W ostatnim czasie najbardziej znanym skazanym, starającym się o odroczenie kary, był Lew Rywin. Jego adwokaci za wszelką cenę nie chcieli dopuścić do osadzenia swojego klienta. Zaraz po ogłoszeniu wyroku, skazującego producenta filmowego na 2 lata pozbawienia wolności za pomoc w płatnej protekcji, złożyli wiosek o odroczenie wykonania kary. Powołali się na zły stan zdrowia Rywina.
Batalia o wolność Rywina
-To jedna z najczęstszych przyczyn odroczeń. Jeśli osoba z wyrokiem przedstawi dokumenty poświadczające zły stan zdrowia, a sędzia ich nie podważy, to najczęściej skazany nie trafia do więzienia - powiedział INTERIA.PL Andrzej Zachuta z Sądu Rejonowego w Krakowie.
Rywin trafił do celi, ale spędził tam tylko 43 dni, bo Sąd Apelacyjny postanowił sprawdzić, czy choroba biznesmena pozwala mu na przebywanie w zakładzie karnym. I chociaż ostatecznie 4 listopada Rywin ponownie musiał stawić się w więzieniu, to batalia o jego uwolnienie trwa. Adwokaci szukają sposobu, by sąd ponownie odroczył karę, bo po dwukrotnym odroczeniu można się starać o jej zawieszenie.
Zapracowani sędziowie
Zastanawiające jest to, dlaczego sędziowie tak łatwo dają wiarę zaświadczeniom lekarskim przedstawianym przez oskarżonych. Jeden z sędziów Sądu Okręgowego we Warszawie twierdzi, że przy ogromnej liczbie spraw, jakie niemal równocześnie prowadzą sędziowie, ciężko w każdym przypadku podważać decyzję lekarza. - Zdajemy sobie sprawę, że zdarzają się przypadki, gdy diagnoza nie jest prawdziwa, ale nie zawsze możemy to udowodnić - stwierdził sędzia.
Może być wiele powodów...
Sądy często odraczają kary ze względu na trudną sytuację rodzinną skazanego. Jeśli jest on jedynym żywicielem rodziny, nie jest recydywistą, a jego czyn nie jest - w świetle prawa - zbrodnią a tylko występkiem, to może mieć nadzieję, że siedzieć nie pójdzie. Sądy biorą też pod uwagę wydarzenia losowe, czyli na przykład chorobę członka rodziny, którym nikt oprócz skazanego nie może się zająć, zdanie matury czy dokończenie studiów.
Nie jest trudno udowodnić, że po osadzeniu winnego, jego bliscy nie będą w stanie się utrzymać, wystarczy przedstawić odpowiednie zaświadczenie. Ich weryfikacją zajmuje się sędzia prowadzący sprawę i jeśli nie wzbudza ono zastrzeżeń prawnych, przeważnie przychyla się do wniosku oskarżonego.
Wystarczą pieniądze...
Taki zabieg zastosował Marek S., skazany za działalność w grupie przestępczej. Chociaż ma luksusowy dom i kilka samochodów, przed sądem udowadniał, że żona i dziecko bez jego pomocy nie będą w stanie się utrzymać. Udało się. Sąd odroczył mu karę.
Sprawa Rywina pokazała, że staranie o odroczenie kary ma sens. Do sądów wpływa coraz więcej wniosków w tej sprawie. Prawo nie określa, ile razy można się ubiegać o odroczenie, dlatego skazani składają wnioski wielokrotnie. Coraz bardziej popularna staje się opinia, że wystarczą pieniądze i dobry adwokat by uniknąć więzienia...