Nie zgodził się z opiniami, że to co widzieliśmy na ulicach polskich miast i pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie to zachowania typowe dla popkultury, podobne do tych, jakie ogarnęły Brytyjczyków i Amerykanów po śmierci księżnej Diany. "W lesie pod Smoleńskiem nie zginęły gwiazdy ani celebryci. Zginęli ludzie, dla których w większości polityka była fundamentem działania. To, co się wydarzyło, pokazało egzystencjalny wymiar polityki, przywróciło jej najgłębszy sens" - powiedział. Jego zdaniem tak traumatyczne wydarzenia zmuszają ludzi do przewartościowania dotychczasowych działań czy postaw. "Oczywiście, że nie staniemy się nagle tacy sami i nie będziemy mieli takich samych poglądów. Powinniśmy przestać koncentrować się na marketingu politycznym, a skupić się na tym, co w polityce najważniejsze - na świecie wartości i idei. I wrócimy do prawdziwego sensu polityki - konstruktywnego sporu" - powiedział Pinior. Dodał, że pasażerowie tupolewa też prowadzili spory, czasem nawet bardzo ostre, niekoniecznie konstruktywne. Ale mieli też jeden cel - lepszą Polskę. "Oczywiście, że spierali się, czasem nawet ostro, ale spierali się właśnie o to, jaka ta Polska ma być, jak powinna się zmieniać, w którą stronę powinna iść modernizacja kraju. W tym względzie to, co się stało, nabiera wyjątkowego znaczenia, bo jest namacalnym wręcz dowodem, że mimo różnych poglądów, różnych dróg w polityce są rzeczy wspólne, które nas łączą, przynajmniej na jakimś poziomie" - stwierdził. Więcej w "Polska The Times".