Sam pomysł stworzenia listy dłużników nie budzi zastrzeżeń. Dzięki niej banki będą mogły łatwiej sprawdzić uczciwość kredytobiorców. Przypadki osób, które potrafiły zadłużyć się na kilkadziesiąt milionów złotych, a potem nie potrafili, bądź nie chcieli oddać pieniędzy, nie są odosobnione. - Dla gospodarki ta ustawa jest bardzo potrzebna, ze względu na eliminowanie owych nieuczciwych dłużników - mówi wiceprezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Jak mówi jednak Ewa Kubis, na taką listę może trafić nadzwyczaj łatwo - wystarczy zalegać z opłatami na zaledwie 200 zł, a w przypadku firm - 500 zł. - Jest to w zasadzie wysokość jednego niezapłaconego rachunku i tutaj mogą się pojawiać zwykłe życiowe wątpliwości: może nas nie być dłużej w kraju i znajdziemy się na takiej liście - uważa Kubis. Ustawa w takim kształcie może stać się też instrumentem nieuczciwej konkurencji. Wystarczy, że firma nie zapłaci kilku faktur wierzycielowi, a ten nie będzie mógł uregulować swoich zaległości. W ten sposób trafi na czarną listę, co może wyeliminować go z rynku. Kontrowersyjna ustawa przygotowana przez resort gospodarki wejdzie w życie 1 kwietnia.