Nikt nie da tyle, ile polityk obieca...
Politycy w tegorocznej kampanii składają obietnice na potęgę. Wiele z nich ma bardzo lokalny charakter - czytamy w "Rzeczpospolitej". Przy okazji gazeta przypomina niezrealizowane obietnice składane przez nich w poprzednich kampaniach wyborczych.
Teraz politycy również obiecują. Np. podróżujący po Polsce premier obiecał m.in. producentom w Korycinie na Podlasiu pomoc w rozwiązaniu ich kłopotów ze sprzedażą miejscowego sera, w Kuźnicy Białostockiej celnikom zbliżenie ich uprawnień i pensji do tych, jakie posiadają inne służby mundurowe, a w Świdwinie - subwencję z budżetu państwa, która pozwoli obniżyć ceny, jakie płacą rodzice posyłający dzieci do przedszkoli.
Również chętnie składa obietnice podczas podróży po Polsce lider PiS Jarosław Kaczyński. M.in. w Gruszce Dużej na Lubelszczyźnie na spotkaniu z plantatorami tytoniu obiecał im, że jak PiS dojdzie do władzy, to ceny tytoniu będą stabilne, i że będzie walczył o korzystne dla nich decyzje UE.
Na spotkaniu z młodzieżą obiecał likwidację czesnego za drugi kierunek studiów oraz innych dodatkowych opłat, aptekarzom - likwidację sieci aptek, a wszystkim Polakom refundację leków zastępczych oraz likwidację NFZ.
Bezpłatne przedszkola, laptop dla każdego dziecka, finansowanie z budżetu metody in vitro oraz refundacja środków antykoncepcyjnych - to tylko niektóre obietnice, jakie złożył lider SLD Grzegorz Napieralski. PJN kusi, że jak wygra, to autostrady dla samochodów osobowych będą bezpłatne.
"No cóż: nikt nie da ci tyle, ile polityk w kampanii obieca" - komentuje dr Jacek Kloczkowski, politolog z Ośrodka Myśli Politycznej. Jego zdaniem już królowie elekcyjni, żeby zostać wybrani, składali szlachcie długą listę obietnic, a dzisiejsi politycy tylko to kontynuują.
Więcej w "Rzeczpospolitej".