... a polska policja przez blisko półtora roku swoją bezczynnością uniemożliwiła ich znalezienie - wynika z fragmentów raportu o bulwersującym porwaniu, do którego dotarł "Dziennik". Część rozmówców mówi wprost: w ten sposób utracono główny ślad w sprawie. Pierwszy lewy banknot wypłynął w sierpniu 2003 r., 15 dni po tym, jak rodzina na moście Grota w Warszawie przekazała porywaczom karton po butach z 300 tys. euro. Kobieta, która wpłaciła go w jednym z oddziałów PKO BP na południu kraju, wyjaśniła, że dostała pieniądze od krewnych z Niemiec pomagających jej finansowo. Ale z informacji, że okup mógł zostać wpłacony do banku w Niemczech, policja nie zrobiła żadnego użytku. "Dziennik" dowiedział się, że numery i serie banknotów z okupu zebrane przez Olewników i oddane śledczym zostały pod koniec lipca przekazane tylko innym oddziałom polskiej policji. Nigdy nie trafiły do Interpolu i Europolu. Polska policja przekazała je im dopiero 21 grudnia 2004 roku - niemal dokładnie 17 miesięcy po wpłacie okupu. Również dopiero wtedy otrzymał je Generalny Inspektor Nadzoru Bankowego. Dlaczego tak późno? Tego nikt nie wie. - Policjanci prowadzący śledztwo nie zrobili nic, żeby wyrwać Olewnika z rąk bandytów. Przestępcy przez półtora roku mogli robić z pieniędzmi, co tylko chcieli, i nikt ich za granicą nie szukał - mówi "Dziennikowi" Jerzy Dziewulski, ówczesny poseł SLD, do którego po pomoc zgłaszał się ojciec ofiary. Janusz Kaczmarek, który jako prokurator krajowy zajmował się sprawą głośnego porwania, twierdzi z kolei, że w ten sposób zaprzepaszczono najważniejszy moment w sprawie - chwilę, kiedy porywacze wprowadzali lewe pieniądze do obiegu i na moment stawali się widoczni. Przekazanie informacji o numerach dopiero półtora roku po zapłaceniu okupu przyniosło mizerne efekty - wykryto jeszcze dwa banknoty, które także miały związek z Niemcami. Ale wtedy pieniądze były już od dawna w ruchu i posługiwały się nimi osoby niemające nic wspólnego z samą sprawą. Część mogła już dawno opuścić obieg i wymięta pójść na przemiał. Wciąż brakuje odpowiedzi na inne pytanie. Dlaczego natychmiast po znalezieniu niemieckiego śladu nie proszono Niemców o pomoc? Na razie cała sytuacja wygląda tak, jakby policjanci z Płocka prowadzący śledztwo doskonale wiedzieli, że pieniądze mogą być poza Polską. I nie robili nic, by je znaleźć.