Nick, człowiek szczęśliwy
Nie ma rąk ani nóg, ale − jak sam mówi − jest szczęśliwym człowiekiem. Australijczyk, Nick Vujicic swoją siłą i optymizmem zawstydza każdego, kto poddaje się w obliczu trudności.
Jego przesłanie o miłości, nadziei i wierze w Boga i w siebie usłyszało już ponad 5 mln ludzi na świecie. Spotkał się z trzynastoma prezydentami państw. Podróżuje po kuli ziemskiej od 13 lat. Polska, którą niedawno odwiedził, była 56. krajem na jego liście "wędrówki w wierze", i jak zapewniał, na pewno tutaj wróci. − Mam nadzieję, że moja historia zainspiruje wielu ludzi w Polsce do tego, żeby nigdy się nie poddawać. Aby marzyć o wielkich rzeczach i aby wyposażyć się tak, by móc pokonać każdą przeciwność − mówił w czasie spotkania pod hasłem "Życie bez ograniczeń" w Poznaniu.
Cuda z kawałków
32-letni ewangelizator jest jednym z bardziej rozpoznawalnych mówców motywacyjnych na świecie. Jego historii chcą słuchać tłumy ludzi. Nie inaczej było tym razem. Uczestnicy wydarzenia przyjechali nie tylko z Polski, ale i z zagranicy.
Ten z pochodzenia Serb urodził się w rodzinie pastora i pielęgniarki, z rzadką chorobą znaną jako zespół tetra-amelia, czyli całkowitym wrodzonym brakiem kończyn. Ale brak rąk i nóg nie przeszkadza mu w tym, by czerpać z życia pełnymi garściami i głosić wiarę w Jezusa.
Początkowo nie mógł nawet chodzić do zwykłej szkoły, bo zabraniało tego prawo stanu Wiktoria, gdzie mieszkał. Jednak, gdy prawo się zmieniło, został jednym z pierwszych niepełnosprawnych uczniów uczęszczających na lekcje z pełnosprawnymi dziećmi. Z biegiem czasu nauczył się wykonywać wszystkie niezbędne codzienne czynności: czesać się, golić, myć zęby, odbierać telefon, a nawet − jeździć na deskorolce, grać w golfa, surfować.
− Nigdy się nie poddawaj. Nie wiesz, co możesz osiągnąć, zanim czegoś nie spróbujesz. Cuda można poukładać z kawałków − przekonywał 25 tys. Osób słuchających go w zupełnej ciszy. Warto zaznaczyć, że firma Milewski & Partnerzy, która zorganizowała pobyt Australijczyka w Poznaniu, rozdała 8 tys. bezpłatnych biletów.
28 słów na minutę
30 kwietnia. Stadion INEA przy ul. Bułgarskiej. Rozentuzjazmowany tłum wypełnia trybuny, ale i płytę boiska podzieloną na kilkanaście sektorów. Rodzice z małymi dziećmi w wózkach, młodzież, której jest chyba najwięcej, starsi i osoby na wózkach inwalidzkich podnoszą się z krzeseł i klaszczą w ręce w rytm piosenki We are the world, śpiewanej przez artystów.
Na scenę na wózku elektrycznym wjeżdża Nick Vujicic. Już po chwili przemawiał ze specjalnie przygotowanego dla niego podestu. − Hello Polska! − przywitał się Nick, swobodnie chodząc po podeście i przedstawiając swoją historię przez niemal dwie godziny wystąpienia. Swoim uśmiechem, sposobem bycia i autentyzmem porwał zgromadzonych. Z trudnej historii swojego życia nie czyni martyrologii, przekazując ją w taki sposób, że w miejsce współczucia w człowieku budziła się chęć do pokonania swoich własnych ograniczeń.
− Dlaczego urodziłem się właśnie taki? Moi lekarze też tego nie wiedzieli. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko pogodzić się z tym. Nie mam rąk ani nóg, ale mam jedną stopę, a ta stopa ma dwa palce. Kiedyś mówiono mi, że nie będę nawet chodził. Dziś jestem w stanie napisać tą stopą na komputerze 28 słów na minutę − opowiadał Vujicic i na dowód pomachał stopą w stronę publiczności. Zresztą − jak można było zauważyć − Nickowi zależało, by nawiązać z uczestnikami spotkania żywą i bardzo bezpośrednią relację. Jego historię kilkanaście razy przerywał aplauz zgromadzonych na stadionie, a Australijczyk co chwilę serwował im kolejne żarty i barwne anegdoty, próbując też powtarzać pojedyncze polskie słowa. A trzeba przyznać, że czynił to z wielkim wdziękiem i charyzmą.
− Uwielbiam piłkę nożną. Kiedy jako 13-latek grałem w piłkę z kolegą, zraniłem się w moją stopę. Przez trzy tygodnie leżałem w szpitalu. Po raz pierwszy poczułem się jak niepełnosprawny, ale zrozumiałem, że mogę się denerwować na to, czego nie mam, albo być wdzięcznym za to, co mam − opowiadał, wywołując żywą reakcję tłumu.
Wspomniał, że kiedyś przeczytał o tym, że Bóg miał plan dla człowieka niewidzącego. − Pomyślałem, skoro Bóg miał plan dla ślepca, to ma też na pewno dla człowieka bez kończyn. Nie potrzebowałem nóg i rąk, potrzebowałem celu, moje serce potrzebowało uzdrowienia, a moja dusza potrzebowała nieba − zwierzał się Nick.
Przyznał, że wiele osób pytało go w przeszłości, co chce robić, jak dorośnie. − Ostatnią rzeczą, jaką chciałem, to być samotnym człowiekiem. Myślałem, że nie ma dla mnie nadziei i że skończę jako człowiek samotny, że będę ciężarem dla moich rodziców. Doświadczyłem wielu docinków w szkole − mówił Nick. Zwierzył się, że kiedy miał 10 lat, próbował popełnić samobójstwo, ale powstrzymała go miłość jego rodziców.
− Mój tata jest najmądrzejszym człowiekiem, jakiego znam. To on pomógł mi zaakceptować to, czego nie mogę zmienić i zmienić to, na co mam wpływ. Nie mogłem biegać tak jak wszyscy. Musiałem się z tym pogodzić. Mój tata przypominał mi, że mam inne talenty. Byłem najlepszy w matematyce w całej klasie. To dało mi pewność siebie. Gdy nie umiałem czegoś zrobić, to koncentrowałem się na tym, co potrafię − wspominał Vujicic.
Cukierki za kieszonkowe
Choć wielu uczestników spotkania znało wcześniej historię życia niepełnosprawnego Australijczyka, to jego opowieść o pierwszych głoszonych przez niego wykładach motywacyjnych poruszyła niejednego.
- On jest naprawdę niesamowity. Nick to ktoś, kto nie czyni ze swej niepełnosprawności bariery, ale traktuje ją raczej jako trampolinę do zdobywania kolejnych umiejętności - powiedzieli mi Bartek i Ania z Poznania, kiedy pytałam o wrażenia ze spotkania. Bo też trzeba przyznać, że doświadczenia Nicka mogą być wyzwaniem dla każdej pełnosprawnej osoby. Jego słowa: "Nigdy się nie poddawaj. Porażka czegoś uczy, to nic złego" − pozostałyby tylko na płaszczyźnie teorii, gdyby nie jego konkretne czyny i przykład. Ale Nick dobrze wie, jak porażka gorzko smakuje.
Dziś jest rozchwytywanym mówcą motywacyjnym, co tydzień otrzymuje po sto zaproszeń z całego świata, ale początki były naprawdę trudne. − Zadzwoniłem do jednej, drugiej szkoły, potem do piątej, trzynastej, dwudziestej... Przedstawiałem się: Nazywam się Nick Vujicic. Nie mam rąk i nóg i chcę opowiedzieć swoją historię. Wiecie, ile szkół obdzwoniłem? Pięćdziesiąt dwie! W końcu, dzwoniąc do 53. szkoły, otrzymałem zaproszenie − opowiadał Australijczyk. Ale ten mały sukces był okupiony kolejnymi wyrzeczeniami. Ponieważ rodzice nie podchodzili do jego pomysłu zbyt entuzjastycznie, poprosił o pomoc brata, by zawiózł go swoim samochodem na pierwszy wykład. Nie dość, że obaj pokonali 2,5-godzinną podróż, to dopiero na miejscu okazało się, że Nick ma na swoją opowieść całe pięć minut, przed sobą 10-osobową widownię i zainkasuje... 50 dolarów, czyli tyle, na ile za pomoc umówił się ze swoim bratem. − Jak się przewrócisz, to wstań − spuentował Vujicic i położył się na przygotowanym dla niego podium. I zaraz, wzbudzając gromki aplauz, podniósł się, opierając się czołem o leżącą na stole książkę. Zresztą ważnych i pełnych życiowych myśli w wykładzie Nicka było więcej.
Gość z Australii podkreślił, jak wielką rolę w wychowaniu dzieci odgrywają ich rodzice. − Kiedy chciałem sobie kupić w sklepie cukierki, to je sam sobie kupowałem. Zarabiałem 2 dolary tygodniowo za sprzątanie pokoju i odkurzanie domu. Trzymałem na barku rurę od odkurzacza i sprzątałem − mówił Nick. − Rodzice, wy ustalacie dzieciom zasady życia w waszych domach. Chcecie więcej uczciwości i miłości w Polsce? Wszystko zaczyna się w waszych rodzinach. Chcecie więcej przebaczenia w Polsce? Zacznijcie sami przebaczać. Twoją największą życiową misją jest rodzina − apelował.
Wiele miejsca poświęcił też swojej rodzinie. − Nie musisz być idealną osobą, żeby znaleźć idealną miłość dla siebie − podkreślił. Przyznał, że nigdy nie myślał, że pozna kiedyś kobietę, która zostanie jego żoną i matką jego dzieci. Małżeństwo ma już dwuletniego synka, a drugi chłopiec ma urodzić się na początku sierpnia.
Kiedy mówił o tym, że nie może pomóc w zwykłych domowych czynnościach swojej żonie Kanae, jak mycie naczyń czy zmienienie pieluszki synkowi, był to chyba jedyny moment, kiedy słychać było w jego głosie smutek, ale zaraz dodał: − Nie mogę wziąć ich za ręce, ale wystarczy, że trzymam ich serca. To, jak kochasz swoją żonę, dzieci, jest ważniejsze od tego, ile pieniędzy przynosisz do domu. Jeśli ja nie będę kochać mojej żony i syna, to jak mam później wymagać bycia hojnym w miłości od niego, gdy dorośnie − pytał Vujicic.
Prawdziwa zmiana może się wydarzyć
− Kocham was wszystkich i wierzę w was. To na pewno nie jest moja ostatnia wizyta w Polsce. Czasem wracam do jakiegoś kraju wielokrotnie. Gdy przyjechałem do pewnego miejsca po 10 latach, zobaczyłem dużą zmianę. Ludzie byli tam wyraźnie szczęśliwsi. Wiem, że prawdziwa zmiana może się wydarzyć. Wymaga to uwierzenia w coś, czego jeszcze nie widać. Bądźcie milsi i bardziej cierpliwi. Pomyślcie, jak się zmienić. Jeśli brakuje Wam wiary w Boga, to będę się modlił, żebyście dzisiaj pomodlili się do Niego i poprosili Go o trochę wiary - zapewniał Nick uczestników wydarzenia.
Na zakończenie spotkania zaprosił na wspólne zdjęcie i rozmowę niepełnosprawnych uczestników. − Uwielbiam przytulać ludzi. Podczas moich wykładów ciągle to robię. Pytacie, jak? Zwyczajnie. Problem w tym, że jak ktoś mnie obejmuje, to może jednocześnie zabrać ze sobą do domu − żartował. − On daje nam, chorym ludziom, nadzieję. Jest żywym dowodem na działanie Pana Boga − przyznała, opuszczając stadion INEA Zosia ze Swarzędza.
Na poprzedzającej wykład konferencji prasowej Australijczyk odniósł się do swojej wiary w Boga. − Nie wiem, jaką nadzieję człowiek może mieć bez Boga. Wierzę w Boga, On mi daje siłę, łaskę, przebaczenie i niebo, na które już się cieszę. Gdyby nie było nieba, to o co chodziłoby w tym życiu. Czy chodzi o to, by egzystować, być dobrym człowiekiem? Tylko po co? Żeby pomóc komuś czasowo? A później? Jesteś dobrym człowiekiem tylko po to, by wiedzieć, że jesteś dobrym człowiekiem? Czy żyjemy po to, by umrzeć? Widziałem moc Boga, widziałem, jak niewidomi zaczynali widzieć, głusi − słyszeć, chromi − zaczynali chodzić − przekonywał dziennikarzy.
− My, istoty ludzkie, mamy wybór: poddamy się albo podejmiemy walkę. Jak udało mi się wszystko odwrócić? Dzięki Bogu. To Jemu dziękuję za moją rodzinę i za moje życie.
Małgorzata Szewczyk