Nauczyciel w poszukiwaniu prestiżu
Relacji mistrz-uczeń, opartej na szacunku, trudno się dopatrzyć w polskich szkołach. Jak przywrócić prestiż zawodu nauczyciela?
Nie jest to proste, skoro nauczyciele nierzadko nie znajdują uznania w oczach wielu swoich uczniów, a często i ich rodziców. W dodatku praca pedagoga jest coraz częściej postrzegana jako zawód męczący i mało płatny. - Entuzjazm i powołanie, które cechują świeżo upieczonych nauczycieli szybko mijają w zderzeniu z rzeczywistością polskich szkół - twierdzi Joanna, nauczycielka angielskiego, od trzech lat pracująca w liceum.
Problemem nie jest brak środków na pomoce naukowe czy wyposażenie klas albo pracowni szkolnych. Nagłośniony przez media przypadek znęcania się nad nauczycielem, któremu uczniowie włożyli na głowę kosz na śmieci, jest oczywiście sytuacją ekstremalną, ale w polskich szkołach na co dzień dzieją się rzeczy niewiele gorsze. - Kiedyś moja koleżanka weszła do pokoju nauczycielskiego z płaczem, wyjątkowo roztrzęsiona. Uczniowie nabijali się przez całą lekcję z jej fryzury i stroju - mówi Joanna. W takich warunkach naprawdę trudno pracować. Czy jednak zbyt pobłażliwi pedagodzy sami nie są sobie czasami winni?
Biedny i wypalony jak pedagog
Niedofinansowanie szkół powoli przestaje być powszechnym problemem. Choć zdarzają się sytuacje, że ten czy ów zapalony pedagog własnym sumptem wymaluje salę, czy naprawi połamane wieszaki na kurtki, inwestycji w szkole przybywa i to nie tylko w dużych miastach. Z funduszy unijnych budowane są sale gimnastyczne i pracownie komputerowe. Pieniędzy jednak brakuje na pensje dla nauczycieli. - Powołanie to jedno, a utrzymanie to drugie. Z wykształcenia jestem nauczycielem, ale robię to, co robię, bo z tego mam pieniądze - tłumaczy Paweł, absolwent polonistyki. I co tu mówić o powołaniu...
Problemy systemu edukacji to jednak nie tylko pieniądze, a raczej ich brak, czy młodzi ludzie, którzy nie mają szacunku dla uczących. Sami nauczyciele również są odpowiedzialni za tę sytuację.
- Wypalenia zawodowego nie można chyba lepiej zobrazować niż na przykładzie nauczycielki historii mojej córki - mówi INTERIA.PL psycholog, Roman Kozłowski. - Nauczycielka rozpoczyna od odpytywania kilku uczniów, potem wyciąga notatki i odczytuje lekcję z pożółkłych kartek. Żadnych slajdów, filmów czy innego urozmaicenia. Byle dobrnąć do dzwonka - opowiada Kozłowski. Tymczasem badania pokazują, że aby przyciągnąć uwagę młodych, należy używać różnych metod. Suchy i monotonny wykład znudzi każdego, nawet najbardziej zainteresowanego tematem nastolatka. - Ta sama lekcja o Piłsudskim, wzbogacona o zdjętą ze ściany w gabinecie dyrektora szablę z epoki i parę kserokopii fotografii marszałka, rozbudzi i zainteresuje nawet ostatnie ławki - twierdzi.
Nie tylko bawić
Szkoła ma wpajać nie tylko wiedzę, ale także pewną dyscyplinę. - Nie może być tak, że wiedza, którą trzeba wpruć po prostu na pamięć, jest przemycana pod postacią jakichś multimedialnych projekcji - uważa matematyczka, Katarzyna, z którą rozmawialiśmy . - Tabliczki mnożenia można się nauczyć tylko na pamięć i innej drogi nie ma - dodaje.
Trudno się z tymi nie zgodzić - szkoła ma bardziej uczyć, aniżeli bawić. Zwłaszcza, jeżeli nie mówimy o najmłodszych klasach podstawówki.
Jednej recepty na uzdrowienie systemu edukacji nie ma. Dowodem ciągnące się od lat reformy, których sposób realizacji krytykują zarówno nauczyciele, jak i uczniowie. Czy wraz z nowym rządem czekają nas kolejne zmiany?
Być może te najważniejsze - w świadomości uczniów i rodziców - mamy już za sobą. Na szczęście samym młodym ludziom wreszcie zaczyna zależeć na nauce. Coraz więcej nastolatków wybiera się na studia i znaczna część z nich rozumie, że bez solidnej nauki o ciekawej pracy nie ma co marzyć. Tym bardziej, że bezrobocie spada bardzo powoli.