Muzułmanka z Polski rodem
Gdyby nie charakterystycznie zapięta biała chusta zasłaniająca włosy, nikt by nie przypuszczał, że ta smukła kobieta o słowiańskiej urodzie jest z wyboru muzułmanką. Wywodzi się z rodziny katolickiej, ale jedno co zachowała, to imię nadane jej na chrzcie: Serafina.
Obecnie pani Al Amissi - bo o niej mowa - mieszka w Opolu wraz z mężem pochodzącym z Jemenu, którego poznała, kiedy był jeszcze studentem.
Krystian Prynda: Czy odmienność w ubiorze, podkreślanie swojej przynależności do społeczności innego obszaru kulturowo-obyczajowo-religijnego, różniącego się od obyczajowości zachodnioeuropejskiej, wzbudza sensację?
Serafina Al Amissi: Początkowo, czyli przed kilkunastoma laty, tak, ale z czasem do mojego ubioru wszyscy się przyzwyczaili. Do Polski przybywa wielu obcokrajowców noszących swoje narodowe stroje. Dostrzega się też wszędzie większą tolerancyjność, co dowodzi o przenikaniu się kultur.
Ale zakrywanie włosów chustą musiało początkowo budzić zdziwienie sąsiadów?
Od osiemnastu lat jestem muzułmanką. Początkowo budziłam u znajomych zaskoczenie, podejrzliwość, ale powoli przekonywali się, że jestem taką samą kobietą, człowiekiem, z którym można rozmawiać na każdy temat.
Zgodnie z religią Wschodu kobieta może się podobać tylko swemu mężowi, stąd ukrywanie urody przed obcymi. Lecz są sytuacje, kiedy ktoś niespodziewanie musi panią odwiedzić, jak chociażby listonosz. Co wtedy?
Początkowo, na przykład hydraulika czy listonosza stawiałam w kłopotliwej sytuacji. Doszliśmy jednak do porozumienia. On uprzedza mnie przez domofon, że za pięć minut do mnie przyjdzie, a ja w tym czasie przywdziewam się stosownie, jak nakazuje islam. Po mieszkaniu natomiast chodzę "swobodnie", jak każda kobieta-gospodyni. Nie zakładam nigdy czarczafu, bo to w cywilizacji Wschodu już powoli archaizm religijno-obyczajowy.
Ale stosuje pani delikatny makijaż, czyli...
Jestem kobietą i staram się dbać o wygląd, gdy wychodzę na ulicę. To dla dobrego samopoczucia. O wiele mocniejszy makijaż robię w domu, by podobać się mężowi. Muzułmanki bowiem starają się podobać swemu mężczyźnie, to jest akceptowane.
Macie państwo dzieci?
Tak, troje. Dwie córeczki (17 i 14 lat) i 15-letniego syna. Według tradycji ma na imię Muhammad. Dzieci nasze bezkonfliktowo bawią się z dziećmi sąsiadów, mają kolegów. W szkole mówią o obyczajach i świętach arabskich. Wiedzą, co jest dobre, a co złe na Bliskim Wschodzie. Wiedzą też, co stało się w Iraku...
Co sądzi pani o wielożeństwie?
Nie mam nic przeciwko wielożeństwu. To bardziej moralne niż posiadanie kochanki. Nasza religia określa status drugiej, trzeciej czy czwartej żony. Mąż ma natomiast obowiązek zapewnić im egzystencję i musi łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci. Za monogamią w obecnej rzeczywistości przemawiają więc racje ekonomiczne i praktyczne...
Jako muzułmanka mieszkająca w Opolu nie czuje się pani wyobcowana?
Nie mam takiego uczucia, gdyż utrzymuję kontakt z innymi muzułmankami, w większości pochodzenia polskiego, które wyszły za mąż za Arabów. Mamy swój związek, ośrodek w Gliwicach, gdzie spotykamy się na nabożeństwach i prelekcjach, na które zapraszamy kobiety innych wyznań, gdyż w Koranie nakazany jest szacunek wobec wyznawców innych religii. Jestem szczęśliwą kobietą, żoną i matką.