MON nie sięga po broń
Armia nie zdoła wydać w tym roku ok. miliarda złotych z pieniędzy przeznaczonych na modernizację - dowiedziała się "Rzeczpospolita". Zdaniem opozycji resort dotknął paraliż decyzyjny.
Opóźnienia w wydawaniu kwoty zarezerwowanej w budżecie resortu na tegoroczne zakupy nowego uzbrojenia i sprzętu wojskowego - zdaniem branżowych przedsiębiorców, ekspertów i polityków opozycji - to efekt fatalnie przygotowywanych przetargów, które nie kończą się rozstrzygnięciami, roszad wśród decydentów i obaw przed podejmowaniem ważnych decyzji.
MON zachowuje jednak urzędowy optymizm: twierdzi, że do września zakontraktowano prawie 80 procent tegorocznych zakupów uzbrojenia i z wydawaniem ogromnych pieniędzy przeznaczonych na nowy sprzęt nie będzie w 2007 r. najgorzej. Owszem, jest zagrożenie planu zakupów, ale na wielokrotnie niższą kwotę - przekonuje MON.
"Nie wiadomo jednak, dlaczego w zeszłym tygodniu, kilka dni po kieleckich targach sprzętu wojskowego do dymisji podał się Marek Zająkała, wiceszef MON odpowiedzialny w resorcie m.in za zakupy" - czytamy w dzienniku. Jako narodowy dyrektor ds. uzbrojenia reprezentował także resort w strukturach NATO. Armia i instytucje służące zewnętrznemu bezpieczeństwu dzięki ustawowym gwarancjom, iż budżet obronny nie może być niższy od kwoty stanowiącej 1,95 proc. PKB, dostanie w tym roku z kasy państwa ponad 20 mld zł. Rekordowa suma prawie 4,8 mld miała trafić na techniczną modernizację, czyli tzw. wydatki majątkowe, w tym zakupy broni.
- Pieniędzy nie brakuje, ale tak źle z praktyczną realizacją planów unowocześniania sił zbrojnych jeszcze nie było - ocenia Bogdan Zdrojewski (PO), szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Z jego analiz wynika, że do końca sierpnia resort obrony wydał na modernizację techniczną armii mniej niż czwartą część z kwoty przeznaczonej na wydatki majątkowe - więcej na ten temat w "Rzeczpospolitej".
INTERIA.PL/PAP