Mogliśmy wygrać w 1939?
Polska sprzymierza się z Hitlerem i idzie z nim na Moskwę. Albo tworzy koalicję z państwami bałtyckimi i Słowacją. Albo dogaduje się z Japonią i z dwóch stron atakuje ZSRR. Albo...
Jak - według polskich historyków (profesjonalnych i amatorów), pisarzy i nie tylko, mógłby wyglądać inny wariant 1939 roku? Ze świecą szukać historycznej debaty, która budziłaby większe emocje w naszym kraju.
Polsko-rosyjska kłótnia o historię przypomina historyczne gdybanie.
Pogdybajmy
Rosja - by możliwie najbardziej zneutralizować swój image "bad guya" europejskiej historii - ucieka w to, co - jak każe inteligencki stereotyp - lubi najbardziej: w pławienie się w katastrofie. Przygląda się uważnie apokalipsie do której się przyczyniła i dźga ją kijkiem: a może nie byliśmy tacy znowu najgorsi?
Polskie niewiniątko
Oczywiście, że postawa Polski - grającej rolę jedynego uczciwego niewiniątka w regionie, domagającego się od wszystkich wokół nieustających przeprosin - może drażnić. Ale co innego patrzeć na historię z wielu punktów widzenia, a co innego pisać ją - jak Rosjanie - na nowo. Tym bardziej, że Rosja, co dość zabawne, oskarża nas o to, co sama ma na sumieniu: o zmowę z Hitlerem. Której, notabene, między Polską a Hitlerem nie było.
Pisanie historii na nowo
A gdyby jednak była? Gdyby nie było traktatu Ribbentrop-Mołotow? Gdyby to Polska poszła z Hitlerem na Moskwę, a nie Hitler z Rosją na Warszawę?
Przyznajmy bowiem, że my, Polacy, także lubimy sobie pogdybać. I gdybamy: książki i artykuły o historii alternatywnej sprzedają się i czytają całkiem nieźle. Posty na ten temat na forach internetowych można by liczyć na fury. "Co czub i wąsiska, to wróż i historyk" - śpiewał Kaczmarski o naszych sarmackich przodkach, i pewne rzeczy się nie zmieniają. Przyjrzyjmy się więc tej polskiej gdybaninie, w którą - radośnie, jak dzieci w piaskownicy - bawią się również poważni historycy. Bo, tak naprawdę, czy nie o to właśnie w dużym stopniu chodzi w uprawianiu historii? O czerpanie z niej przyjemności?
Pakt Ribbentrop-Beck?
W 1998 roku wydawnictwo "Bellona" wydało książkę pt. "Co by było, gdyby?". Historycy Janusz Osica i Andrzej Sowa namówili tuzy polskiej historii - Henryka Samsonowicza, Janusza Tazbira, Jerzego Skowronka i Andrzeja Ajnenkiela - do pogdybania nad polskimi dziejami.
"Morze Czarne też jest morzem"
Jedno z pytań, które zadano prof. Ajnenkielowi, brzmiało podobnie jak pytanie, nad którym obecnie rozwodzą się Rosjanie: co by było, gdyby to Polska, a nie ZSRR, podpisała pakt z Niemcami w 1939 roku? Gdyby oddała Niemcom - i tak przecież etnicznie wówczas prawie zupełnie niemiecki - Gdańsk, gdyby zgodziła się na eksterytorialną autostradę i przystąpiła do paktu antykominternowskiego? Gdyby dała się powieść na niemieckie pokuszenie, na mamienie, że "Morze Czarne też jest morzem" i gdybyśmy "ruszyli, jak niegdyś z Napoleonem na Moskwę"?
Prof. Ajnenkiel wątpi przede wszystkim, czy na polsko-niemiecki alians byłoby w naszym kraju społeczne przyzwolenie. Wskazuje również na karkołomność takiego układu: oznaczałby on przecież zerwanie z Francją, która była dla Niemiec tradycyjnym wrogiem. Jednak, jak uważa, nie mający ochoty na wojowanie Paryż nie był wiarygodnym sojusznikiem. Z tego właśnie powodu Beck mógł zechcieć odwrócić sojusze, i z "osi" zrobić "trójkąt", choć oznaczałoby to zerwanie z zachodnią ideą demokratyczną.
Załóżmy jednak, że tak się dzieje.
Hitler uderza na Francję już w 1939
W tej sytuacji - twierdzi profesor - Hitler mógłby na pierwszego przeciwnika wybrać Francję. Prawdopodobnie wygrałby jeszcze szybciej, niż w 1940 roku, bo Francuzi nie mieliby nawet "wątłego wsparcia brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego".
Co jednak z Polską? Jako de facto wasal Niemiec nie uniknęlibyśmy wymuszonych, niekorzystnych dla Polski korekt granicy zachodniej. Moglibyśmy natomiast "zyskać" - celowo użyjmy cudzysłowu - na wschodzie: Hitler mógłby zaakceptować podporządkowanie Litwy - a może i Łotwy - Polsce. W ten sposób moglibyśmy dotrzeć do Bałtyku od innej strony, niż Pomorze.
Z polską pomocą uderzenie Hitlera na Rosję byłoby skuteczniejsze, niż to z 1941 roku. W końcu - według Ajnenkiela - "armię niemiecką wsparłoby kilkadziesiąt dywizji bitnej, świetnie wyszkolonej i nie najgorzej, jak na standardy ówczesne, wyposażonej piechoty polskiej. Przy niemieckim wsparciu lotniczym i pancernym byłaby to bardzo poważna siła". Tyle tylko, według profesora, mogłaby tu powtórzyć się sytuacja z kampanii napoleońskiej z 1812 roku. "Strona sowiecka miała bezcenny atut-przestrzeń, co niwelowało techniczną przewagę Wehrmachtu. I dysponowała potężnym zapleczem przemysłowym na Uralu i jeszcze dalej".
Ajnenkiel wskazuje, że - w kontekście gigantycznej rosyjskiej powierzchni do opanowania - nie ma zbytniego znaczenia, czy uderzenie wyprowadzane byłoby znad Bugu, jak w 1941, czy znad Zbrucza - czyli polskiej międzywojennej granicy.
Nieciekawie z Polską
Po niemieckim zwycięstwie jednak nasze losy w tej alternatywnej historii wyglądałyby bardzo nieciekawie.
mówi prof. Ajnenkiel - "My, Polacy, jako Słowianie, bylibyśmy dla nich [...] podludźmi, wobec których nie obowiązują żadne przyrzeczenia i obietnice. Profesor Ajnenkiel przypomina, w jaki Niemcy traktowali swoich środkowoeuropejskich sojuszników: Węgry i Rumunię. I faktycznie: arbitralnie narzucane granice, wymiany niewygodnych polityków i całych rządów, wykorzystywanie kwestii mniejszości niemieckich do wywierania presji politycznej.
Profesor przewiduje, że wobec podległego Niemcom rządu narastałoby społeczne niezadowolenie. Groziłby bunt. Gdyby natomiast Niemcy przegrały wojnę, polski scenariusz byłby - według Ajnenkiela - "tak czarny, że niełatwo go sobie nawet wyobrazić". Mogło być nawet gorzej, niż w historii rzeczywistej. Po ewentualnym zwycięstwie aliantów, z Polski pozostać by mogło - w najlepszym, według profesora, razie - "XX-wieczne Księstwo Warszawskie, jeśli nie po prostu siedemnasta republika zwycięskiej Rosji Sowieckiej".
Zachód nie pomógł, ale mógł zaszkodzić
"Jeśli dziś więc pojawiają się głosy, że korzystniej byłoby dla nas [...] związać się z Hitlerem i iść na Moskwę, to rozumowanie zwolenników tej tezy nie wytrzymuje pierwszej próby wyobrażenia sobie konsekwencji takiego kroku" - konkluduje profesor. - "Zachód nam nie pomógł w 1939, ale mógłby ogromnie zaszkodzić, gdybyśmy przystąpili do tego iście szatańskiego paktu".
"Hitler wolał z Rydzem na Stalina, niż ze Stalinem na Rydza"
Ale zwolenników tej tezy jest i było stosunkowo wielu, jak - choćby - zmarły niedawno profesor Paweł Wieczorkiewicz. Uważał on, że choć w historii rzeczywistej byliśmy "od pierwszego dnia po ostatni po właściwej stronie", to niewiele na tym zyskaliśmy. "Jeżeli strona polska przyjęłaby warunki niemieckie, z cała mocą trzeba powiedzieć, że Hitler sto razy bardziej wolał iść z Rydzem-Śmigłym na Stalina, niż ze Stalinem na Rydza. Innymi słowy: Polska jako sojusznik Trzeciej Rzeszy - to była alternatywa" - mówił w wywiadzie udzielonym "Frondzie" we wrześniu 2008 roku.
"Eksterytorialna autostrada była polskim pomysłem"
autostrada przez korytarz - przecież to był pomysł polski, żeby było śmiesznie z początku lat 30-tych XX wieku. Po trzecie, było wejście do paktu antykominternowskiego, czyli niby uzależnienie od Niemiec, ale w mocnym towarzystwie, bo z Włochami i Japonią. Po czwarte, przedłużenie o 25 lat paktu o nieagresji".
Rydz z Hitlerem w Moskwie
"Jak by wyglądał ten sojusz?" - zastanawia się Wieczorkiewicz - "Niemcy potrzebowali osłony od Sowietów na czas wojny z Zachodem, a potem silnego partnera w ataku na Związek Sowiecki. [...].w 1939-40 roku, 60 polskich dywizji z Niemcami niewątpliwie rozstrzygnęło by losy wojny na Wschodzie. W 1940 roku Adolf Hitler i Edward Rydz-Śmigły mogli świętować zwycięstwo na Placu Czerwonym w Moskwie!
Co dalej? Tu już profesor zgadza się, że gdybanie to czysta science-fiction. "Być może nie doszłoby do holocaustu" - zastanawia się - "Nie byłoby potrzeby mordowania Żydów, można by było ich wysiedlić, wysłać na Syberię czy wysłać ich do dalekiej republiki żydowskiej na Wschodzie".
A co ze światem? Z Polską? Czy dobrze byłoby żyć pod nazistowskim butem? Wieczorkiewicz uważał, że hitlerowskie Niemcy przeszłyby w końcu przez ten sam proces, co ZSRR: po latach doszło by do jakiejś formy odwilży. A kwestie etyczne?
"Czy bardziej moralna byłaby współpraca ze zbrodniarzem Stalinem, czy ze zbrodniarzem Hitlerem?" - Pytał Wieczorkiewicz. - "Ja nie widzę większej różnicy. Tak jak nie do końca się potępia politykę polskich komunistów, którzy się uważają za realistów, tak samo nie należałoby potępiać polskich władz, które poszłyby z Trzecia Rzeszą".
Nawet jeśli zgodzilibyśmy się z prof. Wieczorkiewiczem, że zwycięstwo w wojnie światowej nazistowskich Niemiec byłoby dla nas lepsze, niż zwycięstwo aliantów, a trudno się z tym zgodzić, należałoby postawić pytanie: a co, jeśli Niemcy by nie wygrały? W tym miejscu lepiej wrócić do początku artykułu i zerknąć na przewidywania prof. Ajenenkiela.
Pisarze nie dają za wygraną
Co więc mogliśmy zrobić w 1939 roku? W jaki sposób można było zmienić tragiczny bieg historii? Historycy na ogół zgadzają się, że z nazistowsko-komunistycznych kleszczy Polska nie miała wielkich szans się wyrwać. Nieszczęsne położenie geograficzne, potęga i zmowa sąsiadów, kruchość francuskiego sojusznika: to takie rozdanie kart, z którymi sam diabeł nie wygrałby partii.
Historycy się poddają, pisarze jednak nie składają broni. Ich wizje wygranego września wydają się często dość naciągane, choć - przyznajmy - historia zna wydarzenia, które wydają się jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Daleko szukać nie trzeba, weźmy choćby uzyskanie przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej i późniejszą obronę tej niepodległości w wojnie z bolszewikami. Tylko, czy to wszystko nie wyczerpało naszego szczęścia w dziejowej loterii?
Młody śląski pisarz Szczepan Twardoch, który wziął udział w konkursie "Zwrotnice czasu" zorganizowanym przez Narodowe Centrum Kultury, również widział szansę w pakcie z Hitlerem. Twardoch oparł swoją wizję alternatywnej przeszłości na dojściu w 1938 roku do władzy proniemieckiego i wrogo nastawionego do Rydza-Śmigłego stronnictwa, które doprowadza do sojuszu z III Rzeszą.
My wam autostradę przez Korytarz - wy nam przez Prusy
Gaulle'owskich "Wolnych Francuzow". "Wolni Polacy" walczą z Niemcami i polskimi faszystami. Przegrany Stalin popełnia samobójstwo. Scenariusz kończy się w chwili, gdy Niemcy dzielą z Japończykami skórę na zabitym już rosyjskim niedźwiedziu. Tylko co dalej?
Lech Jęczmyk, publicysta, tłumacz i znawca science-fiction (i pierwowzór Paula Barleya z niezapomnianego "Funky Kovala"), w swojej wizji alternatywnej przeszłości układa misterną rozgrywkę, dzięki której Polska mogłaby uniknąć wojennej i powojennej tragedii.
Mała Ententa Bałtycka i federacja ze Słowacją
Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia zawiązują "Małą Ententę Bałtycką", a po rozpadzie Czechosłowacji, Polacy tworzą federację ze Słowacją (wykorzystując propolskie nastawienie premiera Karola Sidora). W tym samym czasie Japonia, pozostająca w dobrych stosunkach z naszym krajem, atakuje Rosję Sowiecką. Wtedy Polska robi nieoczekiwany ruch, który wytrąca Hitlera z równowagi: wiąże się z osłabionym przez Japonię ZSRR sojuszem przeciw ukraińskim niepodległościowcom.
Hitler odwleka wojnę o dwa lata, podczas których polski przemysł zbrojeniowy pracuje pełną parą. Dzięki temu, oraz dzięki wsparciu bałtyckiej ententy (Rosja jest związana wojną japońską) skutecznie wytrzymujemy atak Niemców do momentu, w którym Wielka Brytania i Francja rozumieją, że militarne wkroczenie do wojny nie jest bezsensownym przelewaniem krwi. Włochy, po dłuższym wahaniu, przyłączają się do silniejszego i atakują Austrię. Niemcy są pokonane.
Na stronie internetowej konkursu obejrzeć można również (embedowany z portalu "Youtube") film w reżyserii A. Gołębiewskiego i M. Pawlickiego (scen. J. Pawlicki") pt. "Jak mogło być".
"Tu Stalin! Sta-lin!"
Zobaczmy, choć trudno traktować go serio (zwróćmy szczególną uwagę na fragment, w którym smutny Stalin dzwoni do Polski prosić o zawieszenie broni):
W zacofaniu naszym ratunek nasz
Autor przewrotnego scenariusza komiksu "Burza" (genialnie narysowanego przez Krzysztofa Gawronkiewicza), publicysta i pisarz Maciej Parowski, polską szansę widzi w dość niespodziewanym punkcie: w polskim cywilizacyjnym zapóźnieniu wobec Niemiec.
W jego wizji wrzesień 1939 nie jest tak piękny, jak był, i jaki przeszedł do masowej pamięci.
"6 września 1939 roku gwałtowna burza a potem wielodniowa ulewa zatrzymała pancerne zagony niemieckie na polskich błotach i bezdrożach" - pisze Parowski. - "Wobec niskiego pułapu chmur Luftwaffe pozostała bezradna. Polska kawaleria dokonywała cudów, natomiast osłabione państwo polskie miało kosmiczne wręcz klopoty z utrzymywaniem przy życiu urosłej do miliona armii jeńców niemieckich". Co dalej? Hitler, jak Napoleon, zostaje zesłany na Św. Helenę, Witkacy z Gombrowiczem wieszczą prawdziwą wersję historii ( - Gdyby nie deszcz, Hitler zmiażdżyłby Polskę w ciągu miesiąca, od wschodu wkroczyłby Stalin. Anglia i Francja nie kiwnęłyby palcem - mówi Witkacy), a popularny międzywojenny reżyser Józef Lejtes nakręciłby komedię z Marleną Dietrich i Ingrid Bergman mówiącą o tym, co by było, gdyby Polska wojnę przegrała.
"Twardy" kontra "pancerne zagony Guderiana"
Są pisarze, którzy sięgają po jeszcze bardziej desperackie pomysły. Marcin Ciszewski, w swojej książce "www.1939.com.pl" wysyła do wrześniowej Polski współczesny batalion NATO-wskiego już Wojska Polskiego, który włącza się w walkę z hitlerowcami. Tyle, że Ciszewski poległ: uczciwie musiał przyznać, że nawet uzbrojeni po zęby polscy weterani Afganistanu nie daliby sobie rady wlewającej się do Polski od trzech stron nazistowskiej armii.
A może wojna prewencyjna?
Jeśli wyplątać się z września z sukcesem albo z czystym sumieniem wydaje się rzeczą niemożliwą, zastanówmy się - być może - nad koncepcją wojny prewencyjnej w połowie lat trzydziestych. Wojna taka polegać miałaby na uderzeniu Polski i Francji na Niemcy, zbrojące się wbrew wersalskim postanowieniom.
Jest to kolejna kwestia, którą w książce "Co by było, gdyby?" poruszyli wraz z profesorem Ajnenkielem Janusz Osica i Andrzej Sowa.
Rotmistrz Potocki z tajną misją w Paryżu
Jeszcze marszałek Piłsudski - wspomina Ajnenkiel - wysłał z misją wybadania sytuacji w Paryżu rotmistrza Jerzego Potockiego, osobistego pełnomocnika Marszałka, który "miał upoważnienie do działania poza legalnymi strukturami Rzeczypospolitej". Wychodziło jednak na to, że wykrwawiona w I wojnie światowej Francja za nic nie chciała kolejnego konfliktu zbrojnego.
"Kolonialna ekspedycja karna w głąb Niemiec"
Mimo, że wyprawa zbrojna do ówczesnych Niemiec z ich stutysięczną armią przypominać mogła - według Osicy i Sowy - "niemalże kolonialną ekspedycję karną", Francja przyjęła doktrynę ślimaka: Linia Maginota miała bronić jej terytorium jak skorupa, natomiast żadnych ataków Paryż przedsiębrać nie zamierzał.
Francja nie chciała. Ale czy Polska sama nie mogłaby przedsięwziąć takiej "akcji policyjnej" w obronie postanowień wersalskich? W końcu polskie wojsko - w porównaniu z okrojoną niemiecką armią - było jeszcze wtedy stosunkowo silne. Co na to Ajnenkiel?
"Pokonalibyśmy Niemców w polu, ale..."
"Zapewne bez większych problemów moglibyśmy pokonać armię niemiecką w polu. Ale choć mieliśmy wówczas relatywnie silne lotnictwo czy prymitywną broń pancerną, to nasza, liczniejsza niż niemiecka artyleria polowa była lekkiego typu. Nie bardzo nadawała się do przełamywania fortyfikacji, których posiadania na wschodzie nie zabraniał Niemcom traktat wersalski" - mówi profesor.
Poza tym "przypomnijmy, jaki hałas propagandowy podnieśli Niemcy - i nie tylko oni - gdy Piłsudski zdecydował się, wobec prowokacji hitlerowskich, na wzmocnienie załogi Westerplatte [...]. Liga Narodów i znaczna część światowej opinii publicznej uznały nas wręcz za zbrodniarzy wojennych" - przypomina profesor Ajnenkiel.
Posłuchaj pełnego tekstu komunikatu o wybuchu wojny:
Hiler czekałby na kolejną szansę
Poza tym nie wiadomo, czy zbrojna obrona "ułomnego" - jak mówił Ajnenkiel - systemu wersalskiego na dłuższą metę by nam nie zaszkodziła. W wypadku wygranej przez Polskę i Francję wojny - a raczej nie dało się jej wtedy przegrać - Hitler "zapewne na jakiś czas utraciłby władzę i byłby politykiem, który przegrał wojnę, bo padł ofiara imperialistycznej polsko-francuskiej agresji. I stałby się męczennikiem narodowej sprawy, czekającym na swą kolejna szansę".
Atak pancernika Schleswig-Holstein na Westerplatte:
A co z separatyzmami?
Może szansa więc w separatyzmach? Przecież - w końcu - zjednoczone państwo niemieckie było w latach 30-tych XX w. tworem stosunkowo nowym, zaledwie kilkudziesięcioletnim. Tutaj można wyłącznie gdybać, choć profesor Ajnenkiel ma wątpliwości: "Oczywiście, byłoby to dla nas niezmiernie korzystne, zresztą dla Francji i chyba dla całej Europy również. Sądzę, że taka wojna w roku 1933 byłaby zbyt szybka, żeby zdołały owe tendencje regionalistyczne odrodzić się w poważniejszej postaci" - mówi.
Jakie zakończenie?
Tak samo, jak różne są wizja początku wojny, tak różne są wizje jej zakończenia. W filmach i literaturze - historycznej i fantastycznej -mamy wizje zwycięstwa Niemiec (choćby "Vaterland"), okupacji USA przez Japonię ("Człowiek z wysokiego zamku"), czy udanego zamachu na Hitlera, który przynosi Polsce (co nie tak oczywiste) wymierne korzyści ("Alterland" Marcina Wolskiego).
Ale o tym już innym razem.
Ziemowit Szczerek