Miller zostaje w NFZ
Minister zdrowia Zbigniew Religa złożył wniosek o odwołanie Jerzego Millera ze stanowiska szefa Narodowego Funduszu Zdrowia i powołanie na jego miejsce Andrzeja Sośnierza. Religa zrobił to na prośbę premiera.
Jednak Rada Funduszu, która zgodnie z prawem powołuje i odwołuje prezesa NFZ, nie zgodziła się na tę zmianę. Za odwołaniem było 5 członków Rady, trzech było przeciw, a jedna osoba wstrzymała się od głosu. Do odwołania Millera potrzebnych było sześć głosów "za". O zdymisjonowaniu Millera i kandydaturze Sośnierza mówiło się od wielu tygodni.
Sam Miller powiedział dziennikarzom, że nie złoży rezygnacji z zajmowanego stanowiska. - Wracam do pracy - podkreślił po posiedzeniu Rady Funduszu. Religa mówił wcześniej, że rozmawiał z Millerem o złożeniu przez niego rezygnacji. Ten miał mu jednak odpowiedzieć, że nie zrezygnuje, bo ma wiele do zrobienia.
Za odwołaniem Millera było 5 członków Rady, trzech było przeciw, a jedna osoba wstrzymała się od głosu. Do odwołania Millera potrzebnych było 2/3 głosów, czyli sześć spośród dziewięciu.
Religa powiedział, że teraz najważniejsze jest to, czy rząd poprze we wtorek jego program, dotyczący zwiększenia nakładów na służbę zdrowia. Od tego uzależnia swoje dalsze losy w rządzie.
- Jeżeli rząd przyjmie, to rozumiem, że podpisze się pod realizacją tego programu. Jeżeli nie przyjmie zasadniczych kierunków, które zaproponowałem, to jest jasne chyba, jak ja się wtedy zachowam - powiedział minister dziennikarzom.
Religa pytany, czy odwołanie Millera było ceną, jaką miał zapłacić jako minister za zgodę PiS na realizację jego programu, odpowiedział, że "takiego przetargu nie było. To nie był przetarg - osoba prezesa Millera za program, który proponuję" - podkreślił.
Zapytany, czy decyzja Millera o tym, by nie składać rezygnacji jest sprzeciwianiem się woli premiera, minister powiedział: "nie ulega żadnej wątpliwości, że zdanie premiera jest inne, niż zdanie szefa NFZ. (...) Więc stanowisko jest zupełnie odmienne i jest to sprzeciwianie się".
INTERIA.PL/RMF/PAP