Do zdarzenia doszło w marcu ubiegłego roku w Chodzieży (woj. wielkopolskie). Ratownicy pogotowia ratunkowego powiadomili policję o martwym dwulatku znalezionym w jednym z mieszkań. Dziecko było niedożywione, brudne, umazane kałem. W mieszkaniu byli 21-letnia wówczas matka chłopca i jej o rok starszy partner. Według śledczych Anita W. udusiła swoje dziecko kołdrą. Oprócz zabójstwa syna, kobieta odpowiada, razem ze swoim partnerem Martinem K., za znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem, narażeniem go na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. "Bicie i podduszanie" Według ustaleń prokuratury od kwietnia 2019 r. do marca ubiegłego roku para miała m.in. bić i podduszać dziecko, dopuszczać do spożywania przez nie karmy przeznaczonej dla gryzoni oraz niedopałków papierosów. Według śledczych chłopczyk miał być też m.in. zostawiany w łóżeczku turystycznym w obecności królika, który go gonił i próbował ugryźć. W grudniu 2019 r. para miała samodzielnie, bez pomocy medycznej, zdjąć opatrunek gipsowy z nogi chłopca i zaniechać jego badań kontrolnych. Innym razem, w trakcie festiwalu muzycznego, mieli zostawić dziecko pod opieką przypadkowych osób. 22-letniej obecnie mieszkance Chodzieży za zabicie swojego syna grozi dożywocie, a jej partnerowi za znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem do 10 lat więzienia. Na czwartkową rozprawę oskarżeni zostali doprowadzeni z aresztu. Obrońcy oskarżonych złożyli wniosek o wyłączenie jawności, wskazując m.in., że oskarżeni mogą czuć się skrępowani obecnością mediów i świadomością tego, że składane przez nich wyjaśnienia są rejestrowane. Sąd po rozpoznaniu wniosku zezwolił przedstawicielom mediów na udział w rozprawie, ale zabronił im rejestracji dźwięku i obrazu z części rozprawy dotyczącej wyjaśnień składanych przez Anitę W. i Martina K. Przyznała się do zabójstwa Anita W. przyznała się w sądzie do zabójstwa syna. Jak mówiła, nie było to jej zamierzeniem, nigdy nie chciała mu zrobić krzywdy. - Nie wiem, jak to się stało, że jednak mu krzywdę zrobiłam, ciężko mi to wyjaśnić - mówiła. - Żyłam cały czas w wielkim stresie. Miałem problemy z Martinem, że on na mnie naskakiwał, że możemy stracić mieszkanie, właścicielka też nie pałała do mnie sympatią. Miałam problemy z utrzymaniem pracy, nie miałam z kim zostawić małego, bo Martin potrafił nie przyjść rano do domu. Wtedy wypiłam trochę, miałam naprawdę fatalny dzień. Nie poszło mi na rozmowie o pracę, pokłóciliśmy się z Martinem. Chciałam przykryć małego, bo strasznie marudził. Ciągle się bałam, że znowu usłyszę, że stracimy mieszkanie, bo on ciągle płacze. Przykryłam go tą kołderką, bo chciałam, żeby przestał płakać. Wydawało mi się, że jak odchodziłam od łóżeczka, to wszystko było dobrze. Wiem, że zasłużyłam na karę – zaznaczyła. Zaprzecza znęcaniu Kobieta zaprzeczyła w sądzie, że znęcała się nad dzieckiem. Odnosząc się do spożywania przez dziecko karmy dla gryzoni i niedopałków papierosów, wskazała, że "zdarzało się, że było to rozsypane, ale sprzątałam, zanim mały zdążył to chwycić". - Nie byłam idealną matką, ale zawsze starałam się jak najlepiej – podkreśliła. Martin K. nie przyznał się w sądzie do zarzucanego mu czynu. Powiedział też, że do składania obciążających go wyjaśnień został zmuszony przez przesłuchujących go w śledztwie policjantów i prokuratora. Oskarżony wskazywał w wyjaśnieniach, że obojgu zdarzało się nadużywanie alkoholu. Martin K. podkreślał jednak, że miał z chłopcem lepszy kontakt. W jego ocenie Anita W. nie była dobrą matką - była porywcza, krzyczała i biła syna. We wcześniejszych zeznaniach odczytanych przez sąd oskarżony, pytany, czy Anita W. byłaby w stanie zrobić krzywdę synowi, odpowiedział, że "tak, byłaby do tego zdolna". Martin K. podkreślał, że oskarżona nie miała cierpliwości do dziecka, zastanawiała się, czy go nie oddać. "Dobry kontakt z królikiem" - Z królikiem Marcel miał dobry kontakt, nie było sytuacji, żeby gdzieś królik go gonił lub był agresywny. Przy mnie też mały absolutnie nigdy nie miał dostępu do karmy, ponieważ karma była wysoko, w pudełku zamykanym szczelnie – mówił. Dodał, że do dziś ciężko mu pogodzić się z tym, co się stało. W czwartek sąd przesłuchał także pierwszych świadków w sprawie, w tym kobietę, która kilkukrotnie opiekowała się chłopcem. Kobieta wskazała, że zdarzyło się, że zauważyła u dwulatka zadrapania za uchem. Matka Marcela miała wyjaśnić, że chłopiec sam się skaleczył. Kobieta mówiła też, że dom pary był zaniedbany, a chłopczyk nie miał praktycznie żadnych zabawek. Zeznania rodziny Zeznania składała także rodzina oskarżonego, w tym m.in. przybrana matka Martina K. Kobieta mówiła, że nie aprobowała związku Martina z Anitą W. Podkreślała, że kiedy para odwiedzała ją w domu, czy na działce, "zawsze wydawało jej się, że Marcelek jest zaniedbany, brudny". W kwietniu ubiegłego roku Prokuratura Krajowa przekazała, że w toku wyjaśniania okoliczności sprawy okazało się, iż zarówno policja, jak i chodzieska prokuratura od miesięcy dysponowały informacjami o przemocy stosowanej wobec dziecka. Jak wówczas podano, w prokuraturze, której przekazano sprawę, nie wszczęto śledztwa i nie zlecono policjantom żadnych działań. Prokurator generalny po dokonaniu analizy sprawy podjął decyzję o odwołaniu prokuratora rejonowego w Chodzieży oraz asesora prowadzącego sprawę znęcania się nad chłopcem. Wcześniej uchybienia i nieprawidłowości w pracy chodzieskiej prokuratury rejonowej stwierdził prokurator okręgowy w Poznaniu. Zawiesił on w czynnościach prokuratora rejonowego tej jednostki oraz asesora, który prowadził sprawę dotyczącą małoletniego. Prokurator okręgowy wystąpił także o wszczęcie wobec tych osób postępowania dyscyplinarnego, z kolei szef wielkopolskiej policji odwołał ze stanowiska komendanta powiatowego policji w Chodzieży. Postępowanie w sprawie śmierci dwulatka zostało przekazane Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu. Przekaż 1 proc. na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ