Łukaszewicz: Parametry lotniska powinny być inne
Istotne znaczenie ma to, że lotnisko było zadeklarowane jako sprawne technicznie. Przy niesprawnym oświetleniu, przy niesprawnych światłach podejścia, przy braku dwóch radarów, radaru precyzyjnego podejścia - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM płk Piotr Łukaszewicz.
Konrad Piasecki: Były szef oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych, pułkownik rezerwy Piotr Łukaszewicz, dzień dobry, witam.
Piotr Łukaszewicz: - Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
Panie pułkowniku, wierzy pan, że zapisy dźwiękowe powiedzą nam całą prawdę o katastrofie smoleńskiej?
- Na pewno nie. Zapisy muszą być uzupełnione o nakładkę z zapisów parametru lotu i do tego powinno się również nałożyć rozmowy na wieży na lotnisku w Smoleńsku.
Nadzieje związane z tym, co wydarzy się dzisiaj, czyli z posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i ujawnieniem politykom tych zapisów są bardzo duże. Za duże pańskim zdaniem?
- Sądzę, że są za duże. One są ważne tylko i wyłącznie z jednego powodu: z tego, że opinia publiczna będzie miała kolejny twardy dowód, twarde fakty dotyczące tej katastrofy.
Pan w tych zapisach dzisiaj szuka jeszcze odpowiedzi na jakieś pytania?
- Z pewnością szukam szczegółów brakującego obrazu. Liczę na to, że pozwoli mi to na stworzenie kompleksowego obrazu tego, co się działo.
A nie jest tak, że pan ten obraz już w głowie w dużej mierze ma, że prawie wszystko o tej katastrofie wiemy a przynajmniej bardzo, bardzo dużo?
- Nie wiem, czy prawie wszystko. Z całą pewnością mam obraz taki, który składa się z wielu kawałków, tak jak puzzle, ale w tym obrazie jest jeszcze wiele czarnych dziur.
Czy dziś powiedzenie: owszem były złe warunki, owszem lotnisko było źle wyposażone, pewnie obsługa tego lotniska nie działała tez najlepiej, ale jednak czynnikiem najważniejszym był błąd pilotów, czy powiedzenie czegoś takiego jest dzisiaj uprawnione?
- Nie, panie redaktorze. Na katastrofę składa się szereg przyczyn. Jest to ciąg zdarzeń wzajemnie ze sobą powiązanych. Trudno powiedzieć, co było najważniejsze, co się tylko przyczyniło, nie w tej chwili.
Ale bez błędu pilotów ona byłaby możliwa?
- Z całą pewnością istotne znaczenie miało działanie załogi i podejmowane przez nią decyzję. Ale nie chcę przesądzać o tym, czy był to czynnik decydujący, czy też istotny, czy mniej ważny.
Są tacy, którzy mówią o skrajnej nieodpowiedzialności i elementarnych błędach. Pan by podpisał się pod tak ostrymi sformułowaniami?
- Absolutnie nie, ponieważ nie mamy całego obrazu i powinniśmy pamiętać również o tym, że ten lot był częścią większej całości, większego wydarzenia. Więc, jeżeli mamy tutaj mówić o odpowiedzialności, to ta odpowiedzialność powinna być ulokowana pomiędzy wszystkimi instytucjami, czy też osobami zaangażowanymi w organizację tego przedsięwzięcia.
Mówi pan, powinniśmy poznać zapis rozmów na wieży. A taki zapis jest?
- Powinien być, powinien być.
Ale w Smoleńsku pan widział wieżę. O wieży można mówić w cudzysłowie. Taki baraczek.
- Zgadzam, zgadzam się z panem. Aczkolwiek zapewnienia strony rosyjskiej, komisji rosyjskiej są takie, iż lotnisko Smoleńsk było wyposażone zgodnie ze standardami i sprawne. Jeżeli taka jest prawda, to na wieży powinny być magnetofony rejestrujące wszystkie rozmowy członków załogi na wieży i kamery rejestrujące ekrany monitorów radarowych.
Mówi pan, niekoniecznie błąd załogi, to, na co załoga mogła liczyć schodząc tak nisko?
- Mogła liczyć, liczyła, tak mi się wydaje, na to, że uda jej się wylądować.
Ale można wylądować w takich warunkach?
- Proszę pana, przepisy zabraniają schodzenia poniżej określonych parametrów. Jeżeli załoga podjęła decyzję, to musiała być przekonana o tym, że uda się. Być może udawało się wcześniej.
Coś musiało bardzo pójść nie tak, mówią piloci Jaka, którzy czekali na lotnisku. Mówili kolegom o złych warunkach. Domyśla się pan, czym było to coś, co poszło bardzo nie tak?
- Sądzę, ze kombinacja bardzo złych warunków, świadomości wagi tego lotu, czy też konsekwencji nie wykonania tego lotu, plus presja spowodowana otwartymi drzwiami do kabiny załogi.
Pan uważa, że to miało kluczowe znaczenie - otwarte drzwi i generał Błasik w kokpicie?
- Jeszcze raz powtarzam. Nie wypowiadam się, co miało kluczowe, a co mniej ważne znaczenie. Jestem przekonany, że obecność jakiejkolwiek osoby w kokpicie samolotu, w tym krytycznym momencie lotu, nie pozostawała bez wpływu na działania załogi.
Nie jest tak, że taka piąta osoba może pomóc, podpowiedzieć, powiedzieć coś o wskaźnikach?
- Na pewno nie. Załoga jest w pełni wyszkolona, kokpit jest skonfigurowany do pracy czteroosobowej załogi i nikt więcej tam nic więcej nie wniesie, jeszcze raz powtarzam. Z zastrzeżeniem tym, że samolotu w tych określonych warunkach atmosferycznych nie powinno być.
Czy jest w ogóle możliwe, że oni liczyli na coś takiego, że schodząc z tą prędkością i w tym tempie trafią idealnie, albo niemal idealnie, na początek pasa, że tak w ich umysłach miało to wyglądać?
- Biorąc pod uwagę wyposażenie lotniska w Smoleńsku, brak systemu lądowania przyrządowego, na pewno nie. Dlatego uważam, że istotne znaczenie tutaj powinna mieć właśnie ta wysokość, te minimalne warunki atmosferyczne do lądowania, które wbrew temu, co mówią władze rosyjskie nie powinna być 100/1 - nie przy tym wyposażeniu, uszkodzonym oświetleniu i braku radaru kursu i ścieżki lądowania. To powinny być warunki co najmniej 200 metrów podstawy, 3 km widzialności. Wtedy załoga miałaby czas i możliwość na zorientowanie, ustabilizowanie samolotu względem pasa wzrokowo.
Mówi pan "uszkodzone oświetlenie". Komisja MAK powiedziała, że tam wszystko było z oświetleniem w porządku.
- Prawdą jest to, że po katastrofie wymieniono komplet świateł podejścia na system przenośny.
Cały system?
- Cały system został wymieniony. Te lampy, które pokazywano na zdjęciach w telewizji - wymieniane żarówki - to wszystko zostało zamienione na przenośny system świateł podejścia, świateł lądowania stosowany na lotniskach polowych.
Uważa pan, że to jest istotny fragment odpowiedzi na pytanie: "dlaczego"?
- Istotne znaczenie ma to, że lotnisko było zadeklarowane jako sprawne technicznie. Lotnisko było zadeklarowane z konkretnymi warunkami minimalnymi 100/1. Przy niesprawnym oświetleniu, przy niesprawnych światłach podejścia, przy braku - zakładam - dwóch radarów, radaru precyzyjnego podejścia.
Pan o tej niesprawności mówi na podstawie informacji o tej wymianie, czy na podstawie jakiejś innej wiedzy?
- Mamy wiedzę, mamy zdjęcia, mamy informacje prasowe, medialne pokazujące, że obsługa wymieniała te żarówki.
Czy jest możliwe w tej procedurze lądowania takie założenie: zniżamy się na 30-40 metrów - nawet na kilometr przed początkiem pasa i ciągniemy aż do jego początku - wtedy siadamy?
- Absolutnie nie. Procedura lądowania jest bardzo prosta. Dochodzimy do wysokości decyzyjnej i na tej wysokości decydujemy - lądujemy albo przerywamy lądowanie.
Co tutaj było czynnikiem, który najbardziej zawiódł? Jar - nagłe wypiętrzenie terenu ich zmyliło?
- W dalszym ciągu odmawiam odpowiedzi określenia najistotniejszego czynnika. Powtarzam raz jeszcze, cały ciąg - ukształtowanie terenu, jar miał istotne znaczenie - jeśli załoga faktycznie posługiwała się radiowysokościomierzem. Był zarzut, dlaczego nie przestudiowali terenu. Teren się studiuje, ale nigdy, mnie się przynajmniej przez 23 lata nie zdarzyło, żeby przestudiować teren poniżej poziomu pasa. Na litość boską - lądowanie to jest zejście z jakiejś określonej wysokości do poziomu pasa startowego.