Elżbieta Zakrzewska, szefowa szpitala w Bogatyni, wylicza: - Od ręki mogłabym zatrudnić sześciu specjalistów. Brakuje anestezjologów, neonatologów, balneoklimatologów i lekarzy medycyny fizykalnej - czytamy w "Gazecie Wyborczej". Bliskość granicy z Niemcami sprawia, że wielu lekarzy pracuje po drugiej stronie Nysy. W Niemczech płace są wyższe, specjaliści zarabiają tam po 3 tys. euro. Dlatego lekarze stawiają twarde warunki. Dyrektor Elżbieta Zakrzewska ma świadomość, ile lekarze mogą zarobić w Niemczech, i dlatego godzi się na wyższe stawki niż te oferowane przez szpitale w głębi kraju: - Ale nie toleruję żadnych boków, czyli pracy w innych miejscach - mówi w rozmowie z "GW". Najlepsi w jej szpitalu potrafią zarobić 12 tys. zł. Za dyżur świąteczny anestezjolog dostaje nawet 900 zł. We Wrocławiu dwa razy mniej. Tak jak w Bogatyni jest też w wielu innych małych miejscowościach wzdłuż granicy z Niemcami, gdzie też brakuje lekarzy. - Zdobywam pieniądze z programów profilaktycznych Ministerstwa Zdrowia, urzędu marszałkowskiego czy gminnego. Np. moje higienistki pracują we wszystkich szkołach i przedszkolach gminy. Finansują to NFZ i gmina. Pieniądze trafiają do mnie, opłacam higienistkom pensje i jeszcze zostaje. Robimy też badania pracownicze m.in. w kopalni Turów - dodaje w rozmowie z "GW".