Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Kup pan tytuł

Wystarczy już 500 złotych i bez żadnego wysiłku tytuł magistra czy licencjata ma się w kieszeni. Liczba osób a nawet firm piszących prace magisterskie rośnie w zastraszającym tempie. Doszło nawet do tego, że prace piszą pracownicy naukowi.

/RMF

Kupienie sobie pracy magisterskiej nie stanowi żadnego problemu. Wystarczy internet, gdzie po wpisaniu w wyszukiwarce hasła "praca magisterska" w ciągu kilku chwil pojawia się kilkaset ogłoszeń oferujących napisanie pracy na zamówienie.

Bezczelność studentów nie zna czasem granic. W lutym zeszłego roku na Politechnice Łódzkiej jeden ze studentów słowo w słowo przepisał książkę o budownictwie i przedstawił jako własną pracę magisterską. Nawet spis treści był identyczny. Fałszerstwo odkrył jednak jego promotor i niedoszły magister został wyrzucony ze studiów.

Pani doktor pomoże

W zeszłym tygodniu wybuchł skandal, kiedy okazało się, że na Politechnice Radomskiej prace licencjackie pisała jedna z pracownic naukowych tej uczelni, dr Olena B. Pani doktor zamieściła nawet ogłoszenie z informacją o "pomocy" w pisaniu na uczelnianej tablicy. Teraz 34 studentów oskarżonych jest o kupienie pracy licencjackiej, za co grozi im do 3 lat więzienia. Sama Olena B. poszukiwana jest listem gończym.

Okazało się, że w trzech przypadkach była ona promotorem napisanych przez siebie prac i za to prokuratura przedstawi jej zarzutów łapownictwa. W pozostałych sytuacjach prokuratura zarzuca jej udzielenie pomocy do wyłudzenia poświadczenia nieprawdy.

Wszystko ma swoją cenę

Żadna strona internetowa nie proponuje wprost napisania pracy za pieniądze. Przeważnie oferuje "pomoc" przy zbieraniu materiałów, bibliografii czy też ułożeniu planu pracy. Konkrety ustala się dopiero telefonicznie. Zamówić można w zasadzie wszystko, od pracy z dziedziny humanistycznej po nauki ścisłe i techniczne. Ceny wahają się od 500 nawet do 3000 złotych. Wszystko zależy od tematu, pracochłonności i terminu oddania. Najdroższe są te, które wymagają przeprowadzenia badań. Na takie tematy najtrudniej też znaleźć chętnych. Można też kupić prace już przez kogoś obronioną. Wtedy cena jest niższa - zaczyna się od 400 złotych.

Jedna ze stron internetowych otworzyła nawet "komis" z pracami dyplomowymi. Firma najpierw kupuje od autorów prace, a potem sprzedaje wszystkim chętnym, czasami nawet kilka razy. Prace mogą kupić zarówno osoby prywatne, jak i przedsiębiorstwa. Studenci zapłacą 399 zł, a firmy 799 zł. Połowę ze sprzedaży dostaje autor pracy.

Mogłoby się wydawać, że to niezgodne z prawem, ale wcale tak nie jest, bo samo sprzedanie pracy nie jest karalne. Problemy zaczęłyby się wtedy, gdyby zakupiona praca została przedstawiona do obrony, ale wtedy trzeba by było udowodnić, że praca została kupiona.

Plagiat sprawdzi

/Agencja SE/East News

Co robić, żeby powstrzymać plagę kupowanie gotowych prac naukowych? Dopóki na jednego promotora będzie przypadało kilkadziesiąt studentów, to sprawdzenie, kto sam napisał pracę, a kto ją kupił lub przepisał jest niemal niemożliwe. Co prawda opiekunowie naukowi wymyślają oryginalne tematy prac czy też każą podpisywać specjalne oświadczenia, że jest się autorem pracy, ale to na niewiele się zdaje.

Szansą na poprawę sytuacji jest program komputerowy, z którego korzysta już wiele uczelni w kraju. Chodzi o Plagiat - program, którego zadaniem jest sprawdzenie, czy student napisał pracę magisterską lub licencjacką samodzielnie, czy też przepisał ją z innego źródła. W ciągu 24 godzin przeczesuje on internet, po czym pokazuje w formie podkreślonych zdań, które fragmenty uznaje za plagiat.

Jak twierdzą promotorzy, są już pierwsze rezultaty wprowadzenia programu, liczba splagiatowanych prac znacznie się zmniejszyła. Rekordzistka, której oszustwo wykrył Plagiat, przepisała z internetu 70 proc. swojej pracy magisterskiej.

Egzamin zamiast pisania pracy?

Ze sceptycyzmem do programu podchodzą jednak studenci. - Czasem może się zdarzyć, że ktoś, kto faktycznie jest autorem pracy, niechcący napisze coś podobnego do innego opracowania i już zostanie oskarżony o plagiat - twierdzi Kinga, studentka V roku Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ale i na to jest sposób. W internecie każdy może przed oddaniem pracy dyplomowej przepuścić pracę przez program.

Studenci mają jednak lepszy sposób na walkę z kupowaniem prac. Według wielu z nich, należy w ogóle zlikwidować obowiązek pisania prac dyplomowych. - Napisanie pracy magisterskiej to dla mnie tylko formalność - mówi Ewa z UJ, która w tym roku będzie się bronić. - Na pewno nie jest to podsumowanie pięciu lat studiów - dodaje. Studenci proponują, by zamiast pisania prac, zdawać egzamin, który sprawdzałby wiedzę zdobytą podczas całego okresu studiów. - To byłaby rzeczywiście weryfikacja tego, czego student nauczył się przez te pięć lat - twierdzi Ewa.

Na całkowite zniesienie obowiązku pisania prac końcowych nie godzą się jednak pracownicy naukowi. Może jednak warto skorzystać np. z doświadczeń Stanów Zjednoczonych, gdzie prace dyplomowe piszą tylko ci, którzy mają wysokie wyniki w nauce, a przede wszystkim sami tego chcą. Możliwość opracowania interesującego ich tematu jest tam dla studentów nagrodą, a nie formalnością potrzebną do skończenia studiów.

INTERIA.PL

Zobacz także