Kto chciał zatrzeć ślady?
"Super Express" wraca do tragicznego wypadku, w którym zginęło dwoje policjantów z warszawskiego komisariatu kolejowego. Policjanci wracali do Warszawy po tym, jak odwieźli do domu w Siedlcach b. dyrektora MSWiA Tomasza Serafina. Serafin wkrótce stanie przed sądem. Gazeta dotarła do aktu oskarżenia.
Z akt śledztwa wynika m.in. że "przypadkiem" skasowano nagranie z monitoringu z knajpy, w której balował ówczesny dyrektor MSWiA. Nie przesłuchano też VIP-ów, którzy mieli związek ze sprawą.
Sierżant Tomasz Twardo i starsza posterunkowa Justyna Zawadka 1 grudnia 2006 r. pełnili służbę na Dworcu Centralnym. Tego wieczora od godz. 19 Serafin bawił się z kumplami z resortu na andrzejkowej imprezie w warszawskim klubie "Melodia". Ok. północy wyszedł z knajpy. Po godz. 1 trafił na Dworzec Centralny. Zadzwonił do komendanta komisariatu kolejowego Waldemara P. Uzgodnił z nim podwózkę do domu. Prokurator uznał, że tym samym podżegał komendanta do przekroczenia uprawnień.
Ok. godz. 7 na komisariacie kolejowym wybuchła afera. Odwożący Serafina policjanci nie wrócili. Początkowo Serafin i komendant P. na własną rękę prowadzili poszukiwania. Z billingów telefonicznych wynika, że do godz. 9.30, czyli momentu, w którym komendant stołeczny dowiedział się oficjalnie o zaginięciu policjantów, Waldemar P. i Serafin rozmawiali 12 razy. Serafin w tym czasie dwukrotnie rozmawiał też z gen. Romanem Polko, a już po wszczęciu poszukiwań z ówczesnym szefem BBN Władysławem Stasiakiem oraz kilka razy z wiceministrem MSWiA Markiem Surmaczem. Żadna z tych osób nie została w śledztwie przesłuchana.
Mało tego - pisze "SE". Surmacz miał pretensje do ówczesnego komendanta głównego Marka Bieńkowskiego, że Serafina przywieziono na przesłuchanie. Straszył konsekwencjami. Usiłował przerwać prowadzone czynności. Bieńkowski nie ugiął się i Serafin złożył zeznania.
Prokuratura przesłuchała trzech urzędników MSWiA, którzy bawili się z Serafinem w klubie. Stolik zarezerwowany był na 15 osób. Prokuratorzy ustalili personalia 7 uczestników spotkania. Kogo kryje Serafin? Tego nie wiadomo, bo wyparował zapis z monitoringu z "Melodii"! Z akt sprawy wynika, że w restauracji zachowało się tylko nagranie od godz. 23.55. Wtedy Serafina już w klubie nie było.
Na tylnym zderzaku wyłowionego z rzeki radiowozu dostrzeżono dziwne ślady. Biegli stwierdzili, że polonez przed zjechaniem z jezdni do rozlewiska mógł zostać uderzony z tyłu w prawy narożnik zderzaka. Sprawcy wypadku nie odnaleziono - cały tekst w "Super Expressie".
INTERIA.PL/PAP