"Występuję jako rzecznik osób, które sprawa (sprawa abp. Paetza - przyp. INTERIA) dotknęła bardziej bezpośrednio i o wiele boleśniej niż mnie samego, które jednak same nie chcą wypowiadać się w mediach. Wiem, że jestem do takiej wypowiedzi uprawniony" - wyjaśnia w wywiadzie ks. Węcławski. Mówiąc o sprawie arcybiskupa Juliusza Paetza, ksiądz Węcławski przyznaje, że zaczęła się w 1999 roku, kiedy poinformował o niej rektor seminarium poznańskiego, ksiądz Tadeusz Karkosz. Wtedy to ujawniono, że abp Paetz zapraszał do siebie kleryków poznańskiego seminarium. "Problem w seminarium był już wtedy bardzo głęboki(...). Wszystko, co w tej sprawie wespół z nim zrobiłem, służyło temu, by położyć kres tego typu nagannym sytuacjom. Działo się to na drodze wskazanej przez Ewangelię: od rozmowy w cztery oczy przez szukanie pomocy u osób odpowiedzialnych, aż po powiedzenie o całej sprawie Kościołowi" - powiedział w wywiadzie ksiądz profesor Węcławski. "Kleryk został zaproszony indywidualnie przez arcybiskupa do jego rezydencji i tam pojawiły się pewne gesty, które zostały przezeń odebrane jako sygnały homoseksualne i wywołały odruch obrzydzenia. Młody człowiek wrócił roztrzęsiony i z płaczem powiadomił o tym ojca duchownego w seminarium" - opowiada w wywiadzie ksiądz Węcławski, podkreślając, że dobro Kościoła nie polega na tym, aby sprawy takie jak skandal w poznańskiej kurii nie wychodziły na światło dzienne, ale na tym, żeby były rozwiązywane. "Jeśli takie sprawy są, to jak najszybciej należy je rozwiązać. Oczywiście, lepiej bez dyskusji publicznej. W tym wypadku sprawę jednak upubliczniły nie media. Wcześniej zrobił to sam arcybiskup" - to słowa księdza Tomasza Węcławskiego, z którym obszerny wywiad zamieszcza ukazujący się dzisiaj "Tygodnik Powszechny".