Krewki proboszcz z Biesowic
We wsi Biesowice koło Słupska narasta konflikt między parafianami a proboszczem. Część parafian broni księdza, ale inni buntują się przeciwko niemu. Biskup udzielił reprymendy kapłanowi, ale niewiele to pomogło.
Wielu parafian przestało chodzić do kościoła, bo ksiądz z ambony mówi coraz bardziej kontrowersyjne rzeczy, np., że niepokornych będzie tępić do dziesiątego pokolenia - czytamy w "Dzienniku".
Swoich parafian często określa jako "komunistów, capów i prostaków, którym śmierdzi z gęby".
Coraz więcej parafian jeździ do odległego o 10 kilometrów kościoła w Kępicach, ale część ludzi nie chce zadzierać z proboszczem, bo każdy ma starszych rodziców albo dziecko przed pierwszą komunią i nie chce mieć potem problemów.
Proboszcz otrzymał od biskupa kopię listu, w którym parafianie skarżyli się na niego i potem szantażował ludzi, którzy się pod nim podpisali. Wyzywał ich od komunistów i debili po szkole specjalnej.
Część parafian broni księdza. Przyznają, że zdarzają mu się nerwowe wybuchy, ale nie widzą w tym nic złego.
Przeciwnicy podkreślają, że nie chodzi tylko o wulgarne słowa. Ksiądz zapowiedział, że pieniądze z zasiłku pogrzebowego są dla niego. Oprócz kosztów pogrzebu trzeba oddać 10 proc. otrzymanej sumy.
Ksiądz Wołoszyn nie chciał rozmawiać z dziennikarzami "Dziennika". Gdy zobaczył, że fotoreporter robi mu zdjęcie, z okrzykiem "oddawaj te zdjęcia, sk..." ruszył w pościg.
Za księdzem ujmuje się dziekan diecezji i rzecznik diecezji koszalińsko- kołobrzeskiej, ksiadz Krzysztod Zadarko: - Przecież proboszcz odbiera telefony z pogróżkami, ktoś zniszczył jego samochód.
Podzielona wieś będzie musiała poczekać do czerwca przyszłego roku, bo wtedy, jak zapowiada dziekan, ksiądz Wołoszyn ma zostać przeniesiony do innej parafii - pisze "Dziennik".