Kredą po tablicy czy na komputerze
W ankiecie "Gazety Wyborczej" połowa z 2 tys. uczniów przyznała, że ich prace domowe w dużej mierze pochodzą z sieci.
W Polsce ponad 91 proc. uczniów ma w domu komputer, większość z dostępem do internetu. Prawie wszystkie szkoły wyposażone są w komputery, które przeważnie stoją w pracowniach informatycznych i bibliotekach. Na innych przedmiotach komputerów nie ma.
Czy w szkole jest jeszcze miejsce na kredę i tablicę, skoro niektórzy uczniowie twierdzą, że cała ta instytucja jest niepotrzebna, bo przecież wszystko mają internecie. Skutek tego to m.in. słabnąca wiedza młodych ludzi, kopiujących wszystko z sieci i przyzwyczajonych do znajdowania informacji właśnie w tym źródle.
Dodatkowym czynnikiem, pogłębiającym przepaść między uczniami a niektórymi nauczycielami, jest zupełna nieznajomość internetu przez tych drugich.
"Szkoła udaje, że internet nie istnieje. Niektórzy nauczyciele nie mają nawet adresu poczty elektronicznej. Ja też jestem 'digital imigrant', bo pochodzę z czasów sprzed internetu. A uczniowie są 'digital native'. Przyrośnięci do sieci, żyją w awatarze" - przyznaje Grzegorz Lorek, nauczyciel biologii z Leszna. "Potem się z tego awatara wyrywają na chwilę i przychodzą do szkoły. I co tam na nich czeka? Ja - nauczyciel przy tablicy, z kredą. Bo pracuję w muzeum kredowego realu. Jak ja mam im z tą kredą w ręce kaganek oświaty ponieść?" - dodaje.
"Polska szkoła przygotowuje do świata, którego już nie ma. Bazuje na dydaktyce, sposobach opisywania rzeczywistości rodem z XIX wieku. Wtedy rytm lekcji i przerw miał przygotować do funkcjonowania w fabryce, bo takie było życie na zewnątrz. Ale już nie jest. I trzeba wyciągnąć z tego wnioski - mówi "GW" Witold Kołodziejczyk, twórca Collegium Futurum w Słupsku, redaktor naczelny czasopisma "Edukacja i Dialog".
Co czeka polską szkołę - zastanawia się "Gazeta Wyborcza".
INTERIA.PL/PAP