Koszulki z podtekstem
Jeden z włoskich ministrów został zmuszony do dymisji za noszenie koszulek z karykaturami Mahometa. W Lublinie wystawa kontrowersyjnych tiszertów oburzyła młodych katolików i abpa Józefa Życińskiego. Czyżby koszulki stały się polem walki o wolność słowa?
Fundacja dla Wolności rozprowadza od jakiegoś czasu tiszerty z napisami "Jestem gejem", "Nie płakałem po papieżu", "Mam AIDS", "Usunęłam ciążę", "Masturbuję się" , "Nie chodzę do kościoła" czy "Mam okres". W koszulkach z podobnymi napisami fotografowali się znani ludzie. Animatorzy projektu postanowili wykorzystać tiszerty jako - jak to określają - "billboard indywidualny".
Wolność czy głupota?
"Kampania Tiszert dla Wolności prowokuje do dyskusji o trudnych lub zapominanych problemach, jakie dotykają wielu osób w Polsce. Przypomina, że są wśród nas ludzie, którzy często boją się lub wstydzą przyznać do swojej tożsamości, poglądów czy przeżyć. Jest lustrem, które pozwala dostrzec tę różnorodność. (...) Kampania jest też gestem solidarności: zakładając tiszerty i występując w nich publicznie chcieliśmy dodać otuchy tym, którym brakuje wsparcia" - czytamy na oficjalnej stronie Fundacji.
Zorganizowana w Lublinie wystawa koszulek Fundacji wzbudziła jednak gwałtowny protest miejscowych młodych katolików oraz metropolity lubelskiego. "Zamiast uniwersalnych praw człowieka otrzymujemy próbę przekształcania dramatu w dowcip wątpliwej jakości. Obawiam się, że te koszulki nie są demonstracją wolności, ale dokładnym jej zaprzeczeniem" - oświadczył arcybiskup Józef Życiński.
Znacznie ostrzejszy w tonie był publicysta INTERIA.PL, Rafał A. Ziemkiewicz. "Tak naprawdę to jedynie przykrywka dla szerzenia lewackich obsesji grupki wariatów" - pisze w swoim felietonie, dodając, że niektóre napisy, takie jak np. "Nie płakałem po papieżu", są przejawem braku elementarnej przyzwoitości i kultury, a jeśli służą promowaniu czegokolwiek, to bynajmniej nie wolności i tolerancji, ale co najwyżej głupoty i chamstwa.
Zwrócić na siebie uwagę
Zdaniem socjologa, dr Wojciecha Pawnika, trudno uczyć tolerancji naruszając uczucia i poglądy innych. - Uczenie szacunku do inności poprzez takie prowokacje jest absurdalne i do niczego nie prowadzi. Nie buduje się nowej rzeczywistości przez prowokację - ocenia i dodaje: - To nie służy temu, żeby coś zmienić, ale żeby zwrócić uwagę na siebie. I niestety celują w tym feministki. Im chodzi raczej o to, żeby po raz kolejny pokazać, jacy Polacy są nietolerancyjni - dodaje.
Dr Pawnik nie krytykuje jednak samej idei nadruków na koszulkach. Przypomina, że nie jest to nic nowego. - W latach 80. sam nosiłem koszulki z różnymi nadrukami, był to wyraz buntu, za który można było mieć poważne kłopoty - mówi.
Trzeba jednak znać granice. - Kogo może zainteresować napis "Mam okres"? Przecież to jest intymna sprawa. To nie rozwiązuje żadnego problemu. To po prostu jest niesmaczne - podsumowuje socjolog.